Co jest najważniejsze w życiu?

Co jest najważniejsze w życiu?
Po co żyję?
Jak żyć?
Znacie pewnie te pytania, bo każdy z nas stawia je sobie w tym czy innym momencie naszej bytności na tym świecie. Jest jeszcze kilka podobnych o szczęście, spełnienie i cel jaki mamy.
To trudne pytania i proste zarazem.
Nie wiem dlaczego urodziłam się chociaż z chęcią poznam jakąś odpowiedź dającą poczucie wielkiej misji życiowej. Zawsze to miło wiedzieć, że jest się wpisanym w katalog „Hero”- ratujących świat a przynajmniej ocalających coś tam i zapisujących się w pamięci pokoleń.
Całe to myślenie o tym co jest najważniejsze, po co tu jestem, mnoży pytania a i tak rozbijam się za każdym razem o pewną oczywistość.

 

Jestem tu, żyję.

 

Nie wiem dlaczego urodziłam się w tym właśnie momencie dziejów, w Europie w takiej a nie innej rodzinie. Kompletnie nie miałam wpływu na ten pakiecik jaki mi się trafił plus geny odziedziczone po przodkach. Robię to co muszę by przeżyć: oddycham, jem, wydalam – normalka biologią pisana.
Prowadzę takie sobie, normalne życie, nic ekscytującego, wielkiego z pierwszych stron gazet. Najdziwniejsze jest to, że taki mądrala – pono najmądrzejszy z ludzi jakich ona nosiła, prosto i otwarcie pisze mi, że takie życie to jest życie właśnie. Dobre życie bo

 

„Nic lepszego dla człowieka, niż żeby jadł i pił, i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy. Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi.” Kohelet 2,24

 

 
Nie ma co zamartwiać się przyszłością, po prostu róbmy swoje bo

 

„Tak więc stwierdziłem, że nie ma nic lepszego nad to, że człowiek raduje się ze swoich dzieł, gdyż taki jest jego los; bo któż da mu oglądać to, co się po nim stanie?” Kohelet 3,22

 

Dacie wiarę, że podstawową sprawą, celem i sensem życia może być samo życie?

Radować się tym co mamy, najlepiej rozegrać je tymi kartami jakie nam się trafiły ale przede wszystkim cieszyć się nim samym. Czerpać radość z całkiem normalnych rzeczy.

 

„Oto, co ja uznałem za dobre: że piękną jest rzeczą jeść i pić, i szczęścia zażywać przy swojej pracy, którą się człowiek trudzi pod słońcem, jak długo się liczy dni jego życia, których mu Bóg użyczył: bo to tylko jest mu dane. Dla każdego też człowieka, któremu Bóg daje bogactwo i skarby i któremu pozwala z nich korzystać, wziąć swoją część i cieszyć się przy swoim trudzie – to Bożym jest darem. Taki nie myśli wiele o dniach swego życia, gdyż Bóg go zajmuje radością serca.” Kohelet 5,17-19

 

Skoro samo życie jest tym najważniejszym w nim to warto poświecić trochę uwagi na jego jakość. Znowu proste sprawy jak zadbanie o zdrowie bo sami możemy wpakować się w tarapaty jedząc śmieciowe żarcie. To nasz wybór – owszem. Skoro cieszy kogoś picie hektolitrów coli, fastfoodowe jedzenie i bycie na wiecznym rauszu – to jego wybór. Niech jednak nie stęka, że życie jest niesprawiedliwe, bo wątroba wysiadła, dupsko utyte, serducho się telepie.
Skoro samo życie jest ważne to warto nie truć go innym wiecznym malkontenctwem, czarnowidztwem, upierdliwymi awanturami o pierdoły.

No i na koniec najboleśniejsza refleksja jaką mam.
Skoro nie potrafię zadbać o życie, cieszyć się i znaleźć satysfakcje, radość, motywacje do działania w tym pakieciku jaki mi się trafił a wchodzą w niego miejsce, czas i ciało jakie mam, to nie ma co łudzić się, że mając dodatkowe karty do rozegrania – jak wielka misja, nagle z malkontenta-ciapy zmienię się w pełnego mocy Avengera .

 

Pamiętacie przypowieść o talentach?

 

Jeżeli one są tym pakiecikiem/kartami jakie dostajemy wraz życiem to to co z nimi zrobimy ma znaczenie.
Nawet brak specjalnego rozwoju a jedynie zadbanie, by nie schrzanić niczego z tego co już mamy przez własną głupotę, lenistwo – zdrowie najprościej, to oddanie talentu wraz z odsetkami bez większego wysiłku z naszej strony w rozbudowanie majątku.
Niedbanie o życie, które dostajemy z powodów nam nieznanych od Stwórcy dyskwalifikuje nas w ubieganiu się o więcej.
Oczywiście, że można nie dbając o rodzinę zapędzić się w tak zwaną służbę dla Boga i latać z traktatami po mieście, tyle, że to nie ta kolejność. Owoce też będą byle jakie o ile jakiekolwiek.

 


Wdzięczność, uważność i docenianie tego co mamy – to dopiero kwalifikuje nas do tego abyśmy szli i owoc przynosili a on był trwały.


 

Nie ma co się tłumaczyć, że gdyby nie to ciało, brak kasy, wiocha z której pochodzę to byłbym kimś, pokazał na co mnie stać!
Nic byś nie pokazał i byłbyś dalej niezadowolony z życia, bo zawsze mogło przecież być lepiej – czyż nie?

Nicka Vujicica pewnie kojarzycie. Ten dopiero dostał paskudny pakiet życiowy.
Mieć tylko myślącą głowę i korpus bez kończyn. Masakra, bo nawet skończyć z sobą trudno – czego zresztą próbował.
Nie udało się – i dobrze, bo załapał, że skoro ma takie karty jakie ma, to trzeba nimi grać i widocznie jakiś sens w tym jest.
Jaki to jego kalectwo miało sens i jak nim mógł zmienić jakość życia innych ludzi z wszystkimi kończynami, przekonał się dopiero po latach.
Mógł to zobaczyć jednak dopiero po tym jak życie jakie dostał zaczęło go cieszyć i po prostu żył najlepiej jak mógł.
Jest takie powiedzenie, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Choćbyśmy robili je malutkie, ruszyli tuptusiami to jednak idziemy do przodu.

 


Ruszając z miejsca ciesząc się tym co nam dano, za jakiś czas możemy się przekonać, że jednak ciapa za jaką się mamy miała zostać wpisana w katalog „Hero” a dla wielu stała się pełnym mocy Avengerem.


 

Czego wam i sobie życzę 🙂

Beata

Brak komentarzy

Zostaw komentarz