Ojcze nasz – czyli kłopoty z liczbą mnogą

Modlitwa, którą zna chyba każdy, kto wyrósł w kulturze w jakikolwiek sposób powiązanej z chrześcijaństwem to „Ojcze nasz”.
Jest częścią dziedzictwa Europy i Stanów. Wpisała się w sztukę, kulturę a dla wielu to nadal bardzo ważna modlitwa. Chociaż tu mam pewne wątpliwości, bo nauczona na pamięć w dzieciństwie, powtarzana codziennie, klepana na nabożeństwach, zaczyna być bardziej rodzajem mechanicznie odmawianej mantry.

Dzisiaj zatrzymam się na jej pierwszych dwóch słowach a są to „Ojcze nasz”.
Taki początek znajdziemy w Ewangelii Mateusza 6,9-13

 

 

„Wy tedy tak się módlcie; Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech! Święć się imię twoje; Przyjdź królestwo twoje; bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; I nie wwódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem twoje jest królestwo i moc i chwała na wieki. Amen.”

 

U Łukasza 11,2-4 jest ona lakoniczniej zapisana:

 

„A On rzekł do nich: Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawinił; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie.”

 

 

Nie sądzę, by Jezusowi chodziło o wyklepanie zaproponowanych przez niego słów na pamięć i odpytywanie z nich dzieciaków na religii, powtarzanie ich słowo w słowo co nabożeństwo.
Jak dla mnie to ona miała być wzorem, rodzajem wskazówki co jest najważniejsze w naszej modlitwie.
Tak naprawdę to w pełni świadome mówienie tych słów z Mateusza może boleć, bo wymaga gruntownego przeglądnięcia własnych celów, motywów i działań na wszystkich płaszczyznach życia. Sprawdzenia na ile ich stan jest zgodny w momencie wypowiadania tych słów z tym co mamy w głowie i za kołnierzem, ukryte po kieszeniach i w ciemnych kątach.
Jednak już jej sam początek może być czasem niewygodny.
Słowo „ojciec” wydaje się proste do zrozumienia.
Czy jednak na pewno rozumiem je w całej pełni?

 

Swoim zwyczajem zacznę od Słownika Języka Polskiego PWN

 

ojciec
1. mężczyzna, który ma własne dziecko lub dzieci;
2. samiec zwierząt mających potomstwo;
3. ten, kto coś stworzył, wynalazł, zainicjował lub był czyimś wzorem, natchnieniem itp.
4. poufale o własnym mężu, ojcu dzieci albo o starszym mężczyźnie;
5. w religii chrześcijańskiej: Bóg;
6. tytuł używany w niektórych zakonach w stosunku do zakonnika mającego święcenia.

 

 

Ojciec dzieciom – ten, który spłodził, który wychował lub jak by było idealnie jedno i drugie zrobił.
To na pewno podstawowe znaczenie tego słowa.
Do Boga zwracamy się nazywając Go ojcem, ale tu już nie o to płodzenie w sensie dosłownym chodzi.
Dla nas ludzi zdecydowanie chodzi tu o znaczenie słowa „ojciec” z punktu 3 – ten, który dał początek, pomysł, zainicjował, stworzył.
Skoro jednak myślimy o Bogu jako Ojcu – dawcy życia, stwórcy wszystkiego to tu powstaje pewien zgrzyt. Nie tylko my ludzie uznający siebie za szczytowe osiągnięcie, zwieńczenie owego aktu stworzenia mamy prawo nazywać tak stwórcę, ale każda żywa istota, która chodzi po ziemi.
Jest On Ojcem także dla tych nie mogących mówić jak drzewa czy z naszej perspektywy nieożywionych jak skały.

 

Zostawiam sprawę dalszej refleksji nad ojcostwem Boga na inny raz a teraz drugie słowo.
Gdy chcę coś powiedzieć Bogu to zwykle dominuje tam „ja” zrobiłam, przepraszam, proszę, pytam.
W modlitwie, którą dał nam za wzór Jezus nie ma „ja” ani „mój” ale jest „nas” i „nasz”.
Już na starcie muszę sobie przypomnieć, że nie tylko moim, ale i tej nieprzyjemnej rudej z okienka na poczcie, tego smarkacza z plecakiem, który mnie staranował wchodząc do tramwaju czy sąsiadki robiącej pranie w niedziele, której skacząca po łazience pralka robi pobudkę o 7 rano wszystkim w kamienicy.
Skoro Bóg jest nasz a nie mój prywatny to muszę zawsze pamiętać, że nie załatwi mi czegoś ze szkodą dla innej osoby. Jest jeszcze gorzej, bo

 

„ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.” Mt 5,45

 

Otwierając usta, by powiedzieć pierwsze słowa tej modlitwy muszę bardzo mocno wbić sobie do głowy ten prosty fakt – Bóg jest Ojcem całego stworzenia i troszczy się o nie a ja nie jestem Jego rozpieszczanym jedynakiem.
No i właściwie mówiąc kolokwialnie pozamiatane.
Para uchodzi i człowiek na starcie stawia siebie w szeregu gdzie jego miejsce a nie na piedestale.

 

„Nasz” zamiast „mój” w modlitwie może być bolesną lekcją pokory.

 

Beata

 

2 komentarze

  • Iwona 7 kwietnia 2021 at 21:19

    Oj Beato, potrafisz poprzestawiać perspektywę:)
    Pozycja równa z resztą stworzenia, po głębszej analizie, daje poczucie równowagi… i przeświadczenia, że On kocha nas faktycznie miłością doskonałą.

Zostaw komentarz