Trzy rodzaje nauczycieli

Nauczycielem dla nas jest każda osoba, która nas czegoś uczy. Jej moc nauczycielska nad nami zależy od tego jak często stajemy się w relacji z nią uczniem.
Pierwszymi nauczycielami są rodzice i w sumie to oni oraz osoby, które nas niańczą przez pierwsze lata życia, dają nam fundament tego jak żyć, co jest dobre, jak trzymać łyżkę, w kogo wierzyć a przed kim uciekać.
Rzadko kiedy jednak powiemy o mamie, tacie, babci, dziadku czy starszym rodzeństwie, że to nasi pierwsi nauczyciele.

To jednak oni a nie pani przedszkolanka czy trener tego, czy innego sportu, pierwsi przekazują nam wiedzę i uczą jak ją zastosować.
Nie wystarczą jednak jako jedyni nauczyciele, bo chociażby zawodu czy wspomnianego już sportu, którym akurat tylko my w rodzinie się pasjonujemy, musi uczyć nas ktoś z zewnątrz.

 

Tak doszliśmy do trzech rodzajów nauczycieli jakich spotykamy w życiu.
Są to zawodowcy – bo są świadomi faktu uczenia innych i bycia dla nowych adeptów wiedzy, umiejętności, które posiedli lub powinni być wzorem i kształtują ich myślenie, działanie.

 

 

Pierwszy to „Uczony”

 

 

Taki nauczyciel może być skarbem, bo zna swoją działkę w teorii i praktyce po mistrzowsku. Jest obkuty, obryty i zawsze wie co z czym, z czego i dlaczego.
Problemem u niego bywa umiejętność przekazania wiedzy. Wszystko jest przecież oczywiste, proste, zrozumiałe i wykonalne. Jak więc ktoś może po prostym przekazaniu informacji czegoś nadal nie rozumieć? Z jednej strony tacy nauczyciele są skarbem, ale tylko dla ucznia równie jak oni sfiksowanego na punkcie przedmiotu, którego nauczają. Ba, musi ten uczeń mieć podobny sposób myślenia. Nie zniechęci go taki belfer byle głupim komentarzem, bo jest bezcennym źródłem wiedzy.
Gorzej, gdy ów nauczyciel nie jest specjalnie zainteresowany przekazaniem wiedzy. Woli być mistrzem, którego pozycji nie zagraża nikt.
Ma gotowe, zazwyczaj jedynie słuszne w jego oczach, odpowiedzi na każde pytanie.

 

 

Drugi typ to „Mentor”

 

 

Ma poziom mistrzowski, czasem wie trochę mniej od „Uczonego”, ale za to jest świadom, że kształtuje nowe pokolenie adeptów. Wiedzy nie trzyma zazdrośnie dla siebie. Potrafi motywować i wskazywać drogę uczniowi, by sam nauczył się uzyskiwać odpowiedzi.

Otwiera ucznia, by nie bał się stawiać pytań i szukać własnych odpowiedzi. Posiada ten dar, że nawet, gdy dostrzega jedynie iskierkę zainteresowania zdobyciem wiedzy, rozdmucha ją i zamieni w jasny płomień.
Mentor uczy jednak nie tylko swojej wąskiej specjalności, on kształtuje charakter ucznia, wskazuje drogę życiową.
To rzadki typ nauczyciela.

Jeżeli spotkacie takiego, nie przechodźcie obojętnie. Nawet gdy uczy czegoś co was kompletnie nie interesuje utnijcie sobie z nim pogawędkę. Przekonacie się, że taki człowiek uczy całym sobą, a tego spotkania i kilku zamienionych z nim zdań, długo nie zapomnicie.
Ten typ człowieka, mentora, jest świetnie pokazany w filmie „Stowarzyszenie umarłych poetów”, gdzie główną rolę gra Robin Williams. Jeżeli nie oglądaliście go jeszcze, spędźcie z nim któryś z nadchodzących  wieczorów.

 

 

„Profesor” to trzeci typ nauczyciela.

 

 

Jest najczęściej spotykanym i najgorszym rodzajem.
Nie chodzi tu o osobnika noszącego profesorską togę, znanego i docenianego speca w swojej specjalności.
Mam na myśli Profesora uczącego na przykład w ogólniaku. Zwykle ma magistra, ale nawet z tematu, w którym pisał pracę magisterską nie jest orłem. To znaczy on może i uważa się za orła, ale wiedzy i praktyki u niego tyle, co kot napłakał. Ma za to sporo dobrego zdania o tym, jaki należy mu się szacunek z racji samego zajmowanego stanowiska. Ma też tendencję do wypowiadania się na każdy temat – bo przecież on jest Profesorem, więc on wie lepiej nawet, gdy nie przeczytał o  tym jednej linijki tekstu. Nie lubi gdy pada za dużo pytań, nie chce, by uczeń szukał własnych odpowiedzi.
Ten typ nauczyciela zamyka głowy uczniów, jest przeciwieństwem Mentora.

 

 

 

Z odpowiedzialnością nauczyciela, każdy musi się zmierzyć.

 

 

Zawsze jest ktoś, kogo czegoś uczymy. Bywa i gorzej, że mamy fana, dla którego w jakiejś dziedzinie jesteśmy guru i naśladuje nas jak przysłowiowy uczeń rabina.
Nie wiem jak wy, ale ja miewałam takich fanów moich najgłupszych zachowań.
Gdy jako dziecko weszłam na rusztowanie, reszta dzieciaków lazła za mną, wcale o to nie proszona.
Gdy zjechałam ze stromej skarpy na rowerze, mój fan zrobił to samo i rozbił nos.
Cokolwiek mówimy, robimy, może być dla kogoś nauką, ale i inspiracją. Nikt nie może powiedzieć, że on nie jest nauczycielem.

Życie płata nam figle i to nie tylko tak normalnie po ludzku, ale i Bóg w tym palcem miesza. Nie chcesz uczyć, brać odpowiedzialności za czyjeś decyzje a ją masz.
Na odpowiedzialność za słowa nie raz wskazuje tekst Biblii. Podobnie jak o nauczaniu innych i byciu nauczycielem.

Chrześcijański nauczyciel – ten w rozumieniu zawodowca, świadomie uczącego o Bogu, Biblii, chrześcijaństwie, staje za amboną, w koloratce lub bez, uczy w szkółce niedzielnej, na lekcjach religii.
Jego nauczanie kształtuje rozumienie spraw mających znaczenie nie tylko dla ciała i życia „tu i teraz”, kształtuje moralność, priorytety uczniów/słuchaczy.

Biblia ostrzega, by nie pchać się do nauczania zbyt chętnie.

Ambicja, uznanie, że zajmowana pozycja – taki starszy zboru w kościołach protestanckich, ksiądz czy nauczyciel religii po odpowiednich szkołach, z dyplomem, robi z nich nauczycieli tylko w ich własnych oczach. To znaczy lubią uczyć, wychować swoje owieczki, ale rzadko, który z nich jest innym typem niż Profesor.
To dosyć smutne a przecież Jakub 3,1 ostrzega:

 

 

„Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd”.

 

 

Jeżeli na swojej drodze, gdy szukacie dobra, Boga, odpowiedzi na pytania wykraczające poza codzienność, spotkacie Mentora nie bojącego się trudnych pytań, pozwalającego wam na samodzielne wyciąganie wniosków, który potrafi uczyć trzymając się z dala od ambony – spędźcie z nim możliwie dużo czasu.
Słuchajcie, obserwujcie, pytajcie go.
Taki człowiek doda wam skrzydeł, ale może i ściągnąć na was kłopoty.
Będzie przecież mówił, by postępować w zgodzie z własnym przekonaniem, poda argumenty za i przeciw po czym każe samemu zdecydować. Ostrzeże, że wasze wybory ściągną na was konsekwencje dobre, ale i złe.
Nie będzie starał się zrobić z ucznia pokornego wyznawcy swoich idei.
Będzie zachęcał do zadawania trudnych pytań.

W oczach wielu zrobi z was buntowników, bo trudne pytania o sens zastanego status quo mogą spowodować, że inni zobaczą iż Profesor jest nagi 😉

Dane mi było kilka takich osób spotkać na swojej drodze i powiem wam, że to bezcenny dar. Oni uczą patrzeć z innej perspektywy.
Czasem trzeba wdrapać się na biurko, by dostrzec sens.

Beata

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz