Czas – to słowo niekiedy brzmi groźnie.
Czas ci ucieka słyszę z tyłu głowy, gdy przypominam sobie tuż przed wyjściem, że muszę zrobić jeszcze pięć rzeczy, by w ogóle móc wyjść.
Najgorsze przeżycie z brakiem czasu i pełną świadomością, że nie mam go i nic na to nie poradzę, spotkało mnie dawno temu podczas sesji letniej, gdy przygotowałam się nie do tego egzaminu, który miałam wtedy zdawać. Tak, pomyliłam egzaminy a jako, że było ich wtedy 5, na każdy miałam tylko pewną niewielką ilość czasu do wkucia, powtórzenia i doszlifowania materiału. Przestawiły mi się pierwszy z ostatnim – było bardzo nerwowo. Jak przystało na studenta w panice zaczęłam przeglądać notatki koleżanki, co też miałam umieć, przeczytać i przygotować na ten sądny dzień.
Ta panika na wiele się nie zdaje.
Owszem, każdy kto zaliczał kolejne sesje wie, że czasem przechodzi się przez nie fuksem. Bywa, że udaje się dostać ocenę pozwalającą odetchnąć z ulgą – nie będzie powtórki, nie dobije to średniej ocen na amen.
Czas na naukę i tak trzeba poświęcić, bo pozostaje jednak problem braku wiedzy a ta luka może się odbić czkawką, w najmniej odpowiednim momencie.
Normalny, rozsądny człowiek nadrobi braki mimo faktu odfajkowania przedmiotu i posiadania oceny w indeksie.
Gdy mamy naście, dwadzieścia kilka lat a niektórym zostaje to nawet po czterdziestce, często myślimy, że na pewne rzeczy szkoda czasu, kiedyś o tym czy tamtym pomyślimy, zajmiemy się tematem, odwalimy tę robotę.
Mamy przecież czas!
Gdy dorośniemy i trzeba w końcu się samemu utrzymać, bo nie odziedziczyliśmy fortuny po krewnych, zaczynamy gonić za rzeczami, pochłania nas praca.
Awansować trzeba, by mieć pozycję, lepiej zarabiać, mieć lepszą zdolność kredytową, bo czas kupić mieszkanie. Szkolenia – o tak w nie trzeba zainwestować, by wydajniej pracować, być bardziej zorganizowanym po to, by lepiej zarabiać.
Czas to pieniądz, więc o założeniu rodziny pomyśli się później. Trzeba awansować, wyrobić sobie pozycję, zakosztować życia, realizować pasje w trakcie krótkiego urlopu.
By oszczędzić czas przyda się samochód, bycie ciągle online więc szybszy komputer, nowy smartfon a może tablet jeszcze, bo i on czasem się przydaje.
To wszystko oczywiście w celu lepszej organizacji, oszczędzania czasu i bycia na bieżąco z tysiącem spraw, które tak naprawdę nie mają z nami nic wspólnego, nic nie wnoszą do naszego życia. To my sami nadajemy im status ważnych, niezbędnych, niezmiennych, koniecznych.
Zaczynamy zarabiać na realizowanie planów, usprawnienie życia a to wszystko kosztuje coraz więcej, więc pracujemy na to jeszcze więcej. Koło się zamyka.
Wszystko ma swoją cenę i wcale nie jest ona liczona w walucie jaka spływa na nasze konto wraz z wypłatą.
Czas jest jedyną prawdziwą walutą, za jaką kupujemy, sprzedajemy. Płacimy nim za wszystko.
Czas nie jakiś abstrakcyjny, rozumiany jako przenośnia ale ten, konkretny, odmierzany w latach, dniach, godzinach i sekundach naszego życia.
Pracując na kasę – tę papierową, oddajemy komuś konkretne godziny, dni i lata naszego życia.
Czy praca jest tak ciekawa a pracodawca uczciwy w stosunku do nas, że warto oddawać mu kawałek własnego życia?
Siedzenie nadgodzin, by zarobić na nowy telewizor o powierzchni ekranu równej drzwiom od szafy, jest warte tych kilkudziesięciu godzin życia?
Jestem realistką, wiem, że tak funkcjonuje ten nasz świat i by zdobyć jakąś rzecz musimy często poświęcić wiele dni, tygodni na to, by dano nam w zamian kilka kawałków papieru lub zmieniły się cyferki na naszym koncie bankowym.
Zadaję sobie jednak od kilku dobrych lat pytanie:
Ile jestem w stanie oddać czasu z życia w zamian za jakąś rzecz?
Czasem wystarczy poczekać na coś dłużej bez spinania się i szarpania a przyjdzie do nas prawie bezboleśnie, czasem warto sobie odpuścić.
Minimalizm, życie w tempie slow to modne dzisiaj style życia. Stawiają na bardziej świadome życie, docenianie chwili, bycie tu i teraz.
To bardzo biblijna moda, jeżeli chodzi o styl życia.
Serio.
Promuje przecież nie otaczanie się masą gadżetów, nie obrastanie w kolejne przedmioty, nie gromadzenie majątku ponad to, co jest nam potrzebne do dobrego życia, docenianie tego co mamy, wdzięczność, uważność i bycie z ludźmi, których spotykamy na naszej drodze, mówi nie pogoni za dobrami a tak dla spędzania czasu z bliskimi.
Tak wiem, to trochę pod prąd dla normalnego człowieka, chcemy mieć, być jak inni normalni 😉
Znałam ludzi, którzy latami szarpali się, by zbudować wielki dom, urządzić go. Zmarli jednak nim zdążyli się nim nacieszyć.
O ile stan konta bankowego możemy sprawdzić i przekonać się czy coś tam jeszcze zostało, czy zionie zerami, to ilości czasu jakim dysponujemy nie znamy.
W banku są debety, kredyty, którymi możemy ratować się i kupować kolejne rzeczy.
Czas, który mamy nie wydłuży się nawet o sekundę za żadną kasę – papierową czy z metalu, jaka funkcjonuje w tym świecie.
Od dnia, gdy wrzasnęliśmy na całą sale porodową po opuszczeniu brzucha mamy, dzień za dniem, godzina za godziną mamy go coraz mniej. Gdy przyjdzie nam odejść z tego świata rzeczy z sobą nie zabierzemy, dostanie je ktoś po nas albo wylądują na śmietniku. Dzieci najlepiej zabezpieczymy ucząc je, że czasu nie kupią.
„Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy.” 1Tym 6,7
Jest w Biblii modlitwa o minimalizm i slow życie, która mocno siedzi mi w głowie:
„Oddal ode mnie fałsz i słowo kłamliwe; nie nawiedź mnie ubóstwem ani nie obdarz bogactwem,
daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym, będąc syty, nie zaparł się ciebie i nie rzekł: Któż jest Pan? Albo, abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga.” Przyp 30,8-9
Powiedzmy, że dane nam wszystkim będzie dożyć 80 lat, to daje nam do zagospodarowania tylko 29 220 dni.
To niewiele.
Warto więc zawsze stawiać na ich jakość, na to co naprawdę ważne.
Żyć uważnie i świadomie każdą chwilą.
Beata
Brak komentarzy