Biblia to dla wielu święta księga, dla innych święty tekst a dla jeszcze innej grupy stara książka i tyle.
Dla tych, którzy tak jak ja uważają, że to coś więcej niż tylko zbiór starych tekstów, stanowi ona swego rodzaju przewodnik po życiu i śmierci.
Mowa tam o Bogu, sprawach duchowych, są i proroctwa, i wizje końca czasów ale jest i sporo tekstu, który ja bym nazwała „instrukcją obsługi życia”.
Jak przeżyć dobre i satysfakcjonujące życie każdy chyba chciałby wiedzieć. Poradniki mające udzielać wskazówek na ten temat, rozchodzą się jak ciepłe bułeczki zaraz po pojawieniu się na pólkach księgarni.
W sumie to mądry pisarz usiadłby nad dwoma księgami Biblii i na ich podstawie spłodził dzieło trafiające radami w 100% a do tego chętnie kupowane, bo przecież to nie jakieś tam religijne bajania a przemyślenia cenionego pisarza, ewentualnie jakiegoś „loga” lub „dr”.
Często ludzie jakoś tak boją się tekstu Biblii a zwłaszcza tzw. Starego Testamentu, bo ma być arcytrudny, bo nie da się bez studiów teologicznych go zrozumieć.
Najzabawniejszym a jednocześnie najtragiczniejszym argumentem przemawiającym za nieczytaniem samodzielnie Biblii jaki słyszałam było zagrożenie zwiedzeniem. Tak, bo podobno samodzielnie czytający tę książkę odchodzą często od „matki kościoła” do sekt wszelakich.
Ech, ja tam myślę, że zabawa w głuchy telefon nie sprawdza się w życiu. Słowa, które padają na początku zabawy, niezmiernie rzadko są zbliżone do tego co usłyszy ostatni jej uczestnik.
Jeżeli nie jest się analfabetą no to prościej przeczytać samodzielnie tekst, niż szukać kogoś kto nam go sparafrazuje.
Dobra, nie o tym miało być.
Są dwie księgi w Biblii, które miałam kiedyś zwyczaj podczytywać codziennie, przynajmniej kilka wersetów. Dzisiaj chcę do nich wrócić na Kwadransie, w cyklu salomonowym – jak będzie długi wyjdzie w trakcie jego pisania.
To księgi bardzo praktyczne.
Nie ma obaw, że bez doktoratu z teologii człowiek nie zrozumie czegoś.
W sumie to bardzo uniwersalne mądrości, które sprawdzają się w życiu niezależnie od czasu i miejsca w jakim przyszło żyć człowiekowi. Mówię o Księdze Przysłów i Koheleta.
Zacznę od tej drugiej.
Rozdział 3 to mój ulubiony bo pomaga mi złapać dystans do siebie, otoczenia, wydarzeń.
Przypomina o pewnej cykliczności w dziejach ale i życiu każdego z nas.
Koheleta 3,1-13
„Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę:
Jest czas rodzenia i czas umierania; jest czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono.
Jest czas zabijania i czas leczenia; jest czas burzenia i czas budowania.
Jest czas płaczu i czas śmiechu; jest czas narzekania i czas pląsów.
Jest czas rozrzucania kamieni i czas zbierania kamieni; jest czas pieszczot i czas wstrzymywania się od pieszczot.
Jest czas szukania i czas gubienia; jest czas przechowywania i czas odrzucania.
Jest czas rozdzierania i czas zszywania; jest czas milczenia i czas mówienia.
Jest czas miłowania i czas nienawidzenia; jest czas wojny i czas pokoju.
Jaki pożytek ma pracujący z tego, że się trudzi?
Widziałem żmudne zadania, które Bóg zadał ludziom, aby się nimi trudzili.
Wszystko pięknie uczynił w swoim czasie, nawet wieczność włożył w ich serca; a jednak człowiek nie może pojąć dzieła, którego dokonał Bóg od początku do końca.
Poznałem więc, że dla ludzi nie ma nic lepszego, jak tylko radować się i używać, póki żyją.
Również to jest darem Bożym, że człowiek może jeść i pić, i dogadzać sobie przy całym swoim trudzie. „
To takie oczywiste, że każda burza kiedyś się kończy, każdy ból minie. Nie łatwo jednak o tym pamiętać gdy cyklon właśnie przewala się nam nad głową.
Łatwo też zapomnieć w latach pokoju i prosperity, że one nie są dane na zawsze. Warto więc przygotować się już podczas ich trwania na te chude czasy, niezbyt spokojne.
Cierpliwe czekanie na zmianę to jedno a mądre pamiętanie o tym, że nic co dobre nie jest dane bezterminowo to dwie strony życia, które ma być satysfakcjonujące.
No i ta końcówka, wersety 12 i 13
„Poznałem więc, że dla ludzi nie ma nic lepszego, jak tylko radować się i używać, póki żyją. Również to jest darem Bożym, że człowiek może jeść i pić, i dogadzać sobie przy całym swoim trudzie „
Wdzięczność za to co mamy teraz – to podstawa.
Ile to książek o wdzięczności i pozytywnym nastawieniu do życia spłodzono na tej planecie w ostatnich latach!
Są ludzie, którzy mają tak nastawione umysły i serca, że wdzięczność, radość i umiejętność cieszenia się każdym drobiazgiem, jest jak gdyby wpisana w ich geny.
Szczęściarze lub bardziej biblijnie powiedziane – błogosławieni!
Ja do nich nie należę. Łatwiej mi widzieć ciemne chmury na horyzoncie z jednej strony nieba niż pięknie zachodzące słońce z drugiej. Wiem jednak, że to co myślę, mam w sercu, jakie emocje dopuszczam do tego, by wiodły w nim prym jest zależne ode mnie.
Nie uznaję zasady „jakąś minie boże stworzył taką mnie masz”.
Dla mnie to tym kierował się strachliwy i trochę durny sługa z przypowieści o talentach (Mt 25, 13-27). Co dostał to zakopał w ziemi i nic z siebie nie dał by to rozwinąć, rozmnożyć.
Z nami jest tak, że sami decydujemy na ile jesteśmy wdzięczni i doceniamy to co mamy, mówiłam o tym w O szklance w połowie pełnej.
Beata
Z checia sie poslucha! Choc slowo pisane tez do mnie przemawia ☺
Oj przydałoby się posłuchać …coś
…zakładasz odtwarzacz – wcześniej nagrywasz mp3 od Beaty i…możesz kopać w ogródku…jechać tramwajem do urzędu pracy, wracać z roboty..potem na piwo a nawet w kolejce do okulisty (oj dużo.dużo musi być nagrań) – albo nocą jak wychodzisz z psem na spacer…albo nocą jak robisz coś innego -:) jak słusznie przypomina autorka „O PRAKTYCZNEJ STRONIE BIBLII I CIERPLIWOŚCI” w: Koheleta 3,1-13
„Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę”: