Krótko o czymś co mnie wprawia – no wprawia, bo robię przy tym wielkie gały – w osłupienie.
O co chodzi?
O problemy ze słuchem wśród chrześcijan, ludzi za takowych się uznających.
Parę razy sama doświadczyłam ale i byłam świadkiem dziwnych problemów ze słuchem i rozumieniem prostych zdań przez osoby wierzące.
Przykład 1
Idzie chrześcijanka do drugiej, takiej co to długo już po chrzcie, chodzi do kościoła i w ogóle, która jest człowiekiem godnym zaufania.
Musi podjąć ważną decyzję i potrzebuje mądrości, by nie zrobić sobie kuku. Prosi więc kobietę: Módl się o mnie, bym podjęła właściwą decyzję.
W odpowiedzi słyszy:
Nie mogę brać na siebie takiej odpowiedzialności i udzielać ci wskazówek.
Co jest ?!
Przecież nikt o radę czy wskazówki nie prosił tylko o modlitwę!!!
Przykład 2
Idzie młody człowiek do starszego gościa w zborze, starszego wiekiem i z racji pełnionej funkcji, prosi:
Jesteś starszy, masz więcej doświadczenia, potrzebuję rady.
W odpowiedzi słyszy: Pomodlę się o ciebie, by Pan ci dał wskazówkę.
Człowieku! – gdyby chciał iść z tym do Boga lub do kogoś innego to by poszedł. Z jakichś przyczyn przychodzi z tym do ciebie, więc go nie lekceważ i nie spławiaj tak „pobożnie”!
Przykład 3
Przychodzi małżeństwo do pastora/księdza – wstawić możecie co chcecie, bo znam takie sytuacje z kilku różnych denominacji – i proszą o bardzo konkretną pomoc.
W odpowiedzi słyszą:
Jak myślicie?
Tak, będzie się modlił, by ktoś im pomógł.
Ktoś nie słucha, nie rozumie prostego tekstu… a może to raczej taka „chrześcijańska spychologia” stosowana, by nie brać odpowiedzialności i nie zawracać sobie głowy niczym poza sobą samym.
Hm…
Przecież skoro prosi ktoś o modlitwę to zakładam, że wie czego potrzebuje i jest to modlitwa.
Gdy prosi o radę to nie potrzebuje modlitwy tylko rady.
Gdy prosi o pomoc – a pewnie sporo go kosztowało, by o to prosić, mówię: mogę tak i tak ci pomóc lub nie mogę ci pomóc.
„Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe.” Ga 6,2
Tak, wiem, niewygodny ten fragment i taki…praktyczny.
Niekoniecznie chodzi tu o wielki kaliber „brzemienia'” typu spłacanie rat za czyjś dom ale to także czas poświęcony na modlitwę nie o siebie i swoje sprawy a właśnie te, o które nas proszono, zastanowienie się i udzielenie rady zgodnej z całym naszym doświadczeniem i wiedzą a czasem konkretną bardzo pomoc.
Bo jak czytam w Mt 25,34-40
„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie:
Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.
Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?
A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mieście uczynili.”
Ciekawe co powie takim z problemem ze słuchem i rozumieniem prostych zdań, pobożnie spławiających innych, którzy przyszli do nich po modlitwę/radę/pomoc?
Beata
Tak jest. Chrześcijaństwo to nie sa same poglądy czy przekonania, ale też czyny. To miłość, która jest spełnianiem przykazań, a więc praktyką.