„Dziecko pokoju”, to opowieść o ludzie Sawi, kanibalach żyjących w Irian Jaya, zachodniej części Nowej Gwinei. Opowieść o ich pierwszym kontakcie z białymi.
Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku, przyjechała tam rodzina misjonarzy, Donie i Carol Richarson.
Jedni powiedzą, że to wariaci, którzy wpakowali się z malutkim dzieckiem, w miejsce o niezdrowym klimacie, z całym tym pełzającym, gryzącym i trującym dobrem jakie ma tropikalny las. Jakby tego było mało, poszli prosto w paszczę, czy raczej zasięg noży i strzał kanibali. Para młodych narwańców, która chce mówić o Bogu dzikim.
Jak ja nie lubię, gdy się stosuje takie słowa jak „dziki”, „prymitywny”, w stosunku do ludów z przeszłości lub kultur spoza naszej euroamerykańskiej cywilizacji.
Niestety jeżeli chodzi o Sawi, to muszę powiedzieć, że nie byli miłymi ludźmi, byli dzicy. Mieli kompletnie odwrócony system wartości w stosunku do naszego.
Sawi najbardziej cenili zdradę i ludzi którzy praktykowali ją w najpaskudniejsze sposób.
Co to było?
„Utuczenie przyjaźnią”.
Zaprzyjaźniasz się z kimś tak, by uznał cię prawie za brata. Gdy tamten ufa ci, bo przecież zjadł z tobą worek soli i konie kradł, tak urobionego, ufającego przyjaciela wydajesz na rzeź. Jest zabijany i zjadany. O ich świecie wartości można śmiało powiedzieć, że był odwróconym światem wartości biblijnych.
Gdy poznali historie Jezusa, wiecie kto stał się ich bohaterem?
Judasz wojownik doskonały, który zdradził wielkiego człowieka w sposób mistrzowski – pocałunkiem, który miał być symbolem oddania, przyjaźni i miłości.
Ten lud, miał jeszcze inną ważną postać, która szanował. Był to bohater dzięki któremu zawierano pokój nawet po najkrwawszych wojnach, z najgorszym wrogiem. Ten człowiek był dzieckiem pokoju.
Książka jest napisana tak, że czyta się ją jak przygodową, sensacyjną, czy thiller. Zawiera tyle informacji o dziwnych zwyczajach i sposobie życia Sawi, że jest prawie etnograficzna.
Krótko mówiąc, to opowieść o prawdziwych ludziach i wydarzeniach. Karząca spojrzeć bez uprzedzeń na dziwne zwyczaje, bo w nich przetrwały wspomnienia prawd, jakie były znane dawno temu ich przodkom. To takie punkty zaczepienia do zrozumienia tych innych, dzikich, obcych. Miejsca, w których tak naprawdę zaczyna się opowieść o Bogu. Oni Go znali ale gdzieś się pogubili, coś pomieszali.
Książkę czyta się tak, że nie ma ochoty przerwać od pierwszej do ostatniej strony, dlatego lepiej zabrać się za nią w weekend.
Szukajcie jej w antykwariatach i na allegro. Niestety nie ma wznowień od 1988 roku.
Brak komentarzy