Osiem błogosławieństw

Osiem błogosławieństw to swego rodzaju lista najważniejszych cech, zachowań, człowieka wierzącego Bogu. Co prawda nie jest ich osiem, ale tradycja uczy i cytuje tylko osiem pierwszych z Ewangelii Mateusza. Pomija się ostatnie, trudne do przyjęcia i zgodzenia się z jego prawdziwością pomimo tego, że mówi to Jezus.

 

 

„Błogosławieni ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, ponieważ oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, ponieważ oni odziedziczą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, ponieważ oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, ponieważ oni dostąpią miłosierdzia.
Błogosławieni czystego serca, ponieważ oni zobaczą Boga.
Błogosławieni czyniący pokój, ponieważ oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy z mego powodu będą wam złorzeczyć, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko, co złe, przeciwko wam. Radujcie się i weselcie, ponieważ obfita jest wasza nagroda w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.”
Mateusza 5;3-12

 

 

Łukasz podaje krótszą listę błogosławieństw, bo tylko cztery, za to dodaje cztery ostrzeżenia, bo tym są wersety zaczynające się „biada”.

 

 

„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, bo wasze jest królestwo Boże.
Błogosławieni jesteście wy, którzy teraz cierpicie głód, bo będziecie nasyceni.
Błogosławieni jesteście wy, którzy teraz płaczecie, bo śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie będą was nienawidzić i gdy was wyłączą spośród siebie, będą was znieważać i odrzucą wasze imię jako niecne z powodu Syna Człowieczego. Radujcie się w tym dniu i weselcie, bo obfita jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem ich ojcowie postępowali wobec proroków.
Lecz biada wam, bogaczom, bo już otrzymaliście waszą pociechę.
Biada wam, którzy jesteście nasyceni, bo będziecie cierpieć głód.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, bo będziecie się smucić i płakać.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie będą dobrze o was mówić, bo tak ich ojcowie postępowali wobec fałszywych proroków.
Lecz mówię wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy wam wyrządzają zło”.
Łukasza 6;20-28

 

 

Mogłabym teraz wejść w wyjaśnianie symboliki liczby 8 oraz 4 (u Łukasza mamy 4 błogosławieństwa i 4 biada), co byłoby na pewno ciekawe i wciągające. Podobnie jak rozważanie liczby 7 – jak siedem dni stworzenia czy 10 – jak dekalog. Uważam, że zastanawianie się nad tym, jaki sens i przekaz mają te liczby, jest nieprzydatny do niczego, nie pogłębi poznania Boga ani drogi człowieka w życiu, gdy nie pozna on, nie zrozumie i nie przyswoi treści błogosławieństw czy dekalogu.

 

Nawet jeżeli przyjmę, że symbole i treści, jakie one niosą, są ważne, bardzo ważne, to zajmowanie się nimi, gdy nie ma pełnego zrozumienia podstawowego sensu tekstu, jest jak…
Hm.
To jakby siedmiolatek, które nie ma jeszcze dobrze opanowanej tabliczki mnożenia, uznał, że mechanika kwantowa jest ważniejsza, więc nie musi wiedzieć, ile to 2 × 2.

 

Ostatnio zwrócono mi w mailach uwagę, że nie wgłębiam się wystarczająco w Pismo, pomijając ten symboliczny przekaz, jaki w nim dostajemy. Nie sądzę, bym cokolwiek pomijała, uważam za to, że wszystko ma swój czas, swoją wagę. Te słowa Jezusa są zawsze dla mnie kubłem zimnej wody, gdy za bardzo wciągają mnie filozoficzno-teologiczne gdybologie czy tajemnice ukryte między wierszami Pisma.

 

 

„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swojej chwale i wszyscy święci aniołowie z nim, wtedy zasiądzie na tronie swojej chwały. I będą zgromadzone przed nim wszystkie narody, a on odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów. I postawi owce po swojej prawej, a kozły po lewej stronie.
Wtedy król powie do tych, którzy będą po jego prawej stronie: Przyjdźcie, błogosławieni mego Ojca, odziedziczcie królestwo przygotowane dla was od założenia świata. Byłem bowiem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem obcym, a przyjęliście mnie; Byłem nagi, a ubraliście mnie, byłem chory, a odwiedziliście mnie, byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie.
Wtedy sprawiedliwi mu odpowiedzą: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym i nakarmiliśmy cię albo spragnionym i daliśmy ci pić? I kiedy widzieliśmy cię obcym i przyjęliśmy cię albo nagim i ubraliśmy cię? Albo kiedy widzieliśmy cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do ciebie? A król im odpowie:
Zaprawdę powiadam wam: To, co uczyniliście jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnie uczyniliście.
Potem powie i do tych, którzy będą po lewej stronie: Idźcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany dla diabła i jego aniołów. Byłem bowiem głodny, a nie daliście mi jeść, byłem spragniony, a nie daliście mi pić; Byłem obcym, a nie przyjęliście mnie, byłem nagi, a nie ubraliście mnie, byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście mnie.
Wtedy i oni mu odpowiedzą: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym albo spragnionym, albo obcym, albo nagim, albo chorym, albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy tobie?
Wówczas im odpowie: Zaprawdę powiadam wam, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, nie uczyniliście i mnie”.
Mateusz 25;31-45

 

 

Czytając to, można powiedzieć, że Pan nie oczekuje od swoich ludzi wielkich czynów, doskonałego poznania Pisma, ale zwykłego przyzwoitego zachowania. Błogosławieństwa to już wyższy poziom, ale znowu patrząc na to nieco z boku, to nadal poziom, który reprezentuje przyzwoity człowiek. Taki normalny, moralny, uczciwy, jaki chodził po ziemi do niedawna. Może nie był gatunkiem pospolitym, ale też nie był zagrożonym, a dzisiaj to stworzenie prawie mityczne. Mam trzeźwą ocenę własnej osoby i wiem, że daleko mi do bycia jednym z tych stworzeń. Staram się, ale nadal nim nie jestem.
To czy należysz do przyzwoitych ludzi Jezusa, weryfikują właśnie błogosławieństwa.
Być błogosławionym to być szczęśliwym (μακάριος – makarios), takie jest znaczenie tego słowa.
Błogosławić to dobrze życzyć.
Standard, jakiego oczekuje Pan, jest taki: „Błogosławcie tym, którzy was przeklinają”.

 

Przyznam się, że dla mnie zawsze i każdemu, niezależnie od tego jak się zachował w stosunku do mnie, a zwłaszcza w stosunku do moich bliskich, dobrze życzyć to ten płotek podczas biegu życia, który sprawia mi problem.
Można zachować dobre wrażenie i bez skrzywienia życzyć dobrego dnia urzędnikowi, który właśnie źle mnie potraktował, jednak tu nie ma gry pozorów. Dobrze życzę z serca – co spełnia standardy Jezusowego ucznia lub zachowując zadrę, urazę w sercu, co mnie zawraca o krok do tyłu i karze powtórzyć egzamin.

 

Kogo Jezus nazywa szczęśliwym/błogosławionym?

 

U Mateusza to „ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie”, a u Łukasza „ubodzy, bo wasze jest królestwo Boże”.
Ubogi to ktoś, kto ma mało, bardzo mało lub praktycznie nic.
Greckie słowo użyte tu tak w Mateuszu jak i Łukaszu to πτωχός – ptōchos, które oznacza kompletne ubóstwo, kogoś, kto nie ma nic.
Najdziwniejsze jest, że do tej grupy zaliczamy się wszyscy, niezależnie od tego, jaki jest stan naszego konta, wielkość domu czy pozycja. Wszystko, co nas otacza, posiadamy w naszym mniemaniu, jest dane czasowo i w każdej chwili przez zwykły splot niefortunnych zdarzeń może ulecieć z dymem. Nieliczni jednak zdają sobie z tego sprawę i żyją, ciesząc się darami, jakie odziedziczyli po przodkach, zdobywają pracą własnych rąk, jednak nie żyją dla rzeczy, nie przywiązują się do nich, nie uzależniają od posiadania czegoś swojego życia, samooceny, szczęścia, wyborów moralnych.
Stąd Łukaszowe „biada wam, bogaczom, bo już otrzymaliście waszą pociechę” wybrzmiewa dla tych, którzy w swojej pozycji, rzeczach znajdują szczęście, nasycenie, spełnienie i to one mają wpływ, na to jakich wyborów dokonują.

 

Błogosławiony ten, kto potrafi jak Hiob, powiedzieć:

 

 

„Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!”
Hiob 1;21

 

 

Kolejne błogosławieństwo dobrze wyjaśnia zacytowany wyżej tekst z Mateusza 25;31-45, Rzymian 12;15 i Księga Hioba.

 

„Błogosławieni, którzy się smucą, ponieważ oni będą pocieszeni”u Mateusza i Łukaszowe „Błogosławieni jesteście wy, którzy teraz płaczecie, bo śmiać się będziecie”.
Smutek i płacz w grece reprezentują słowa, które lepiej oddaje polskie słowo lament. Mowa więc o kimś naprawdę smutnym, opłakującym stratę, bolejącym nad czymś.

 

Każdy smutek przeminie, tak jak po każdej burzy zaświeci słońce. Czasem tylko nie mamy cierpliwości i siły, by wytrwać, znieść ból. Szukamy zastępczych lekarstw na jego złagodzenie, podniesienie na duchu, zapomnienie.
Bywa, że zamykamy się w smutku i wręcz go celebrujemy, nie wierząc i odrzucając wszelkie sugestie, że życie toczy się dalej, odrzucając nawet myśl, by się nim znowu cieszyć. Trzeba jednak wykonać trudny krok – pozwolić sobie na żałobę i dać się pocieszyć.
Nie jest dobrym udawać, że straty, choroba, trudne doświadczenia nas nie ruszają, nie wywołują smutku. Jest to jednak część życia, w którym:

 

 

„Jest pora na wszystko i czas na każdą sprawę pod niebem.
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono;
Czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania;
Czas płaczu i czas śmiechu, czas smutku i czas pląsów;
Czas rzucania kamieni i czas zbierania kamieni,
czas uścisków i czas powstrzymywania się od uścisków;
Czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania;
Czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia;
Czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju”.
Koheleta 3;1-8

 

 

Zastanawiałam się nad Łukaszowym „Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, bo będziecie się smucić i płakać”.
Czy aby niekończąca się dobra passa nie jest u niektórych ludzi wynikiem ucieczki od problemów, ignorowania tego co może je nieść?
Dobry coach mówi, by otaczać się ludźmi sukcesu, którzy osiągnęli to czego chcemy my. Ambicja pcha w wyścig szczurów, walkę o stanowisko, pozycję. Życie od sukcesu do sukcesu. Od osiągnięcia ustawianych sobie poziomów do kolejnych. Po drodze ktoś z bliskich jest samotny, ktoś choruje, stracił pracę, ale zatrzymanie się, może nawet poświęcenie pewnego „poziomu”, by być przy nich, pomoc, często nie jest brane pod uwagę.
Czy człowiek biegnący za własnym szczęściem i sukcesem, skupiony tylko na ich osiągnięciu nie jest adresatem tego „biada”?

 

Kolejne błogosławieństwo wymienione w Ewangelii Mateusza zaskakuje mnie za każdym razem i wymaga skupienia, by się z nim zgodzić.

 

 

„Błogosławieni cisi, ponieważ oni odziedziczą ziemię”.

 

 

Nie chodzi tu jednak o cichych, nic nie mówiących, ale o łagodność ducha, sposobu bycia. Greckie πραΰς – praus pojawia się też w 1 Liście Piotra 3;3-4, gdy mowa o tym, jaki ma być człowiek podobający się Bogu.

 

 

„Niech waszą ozdobą nie będzie to, co zewnętrzne: zaplatanie włosów, obłożenie się złotem lub strojenie w szaty; Lecz ukryty, wewnętrzny człowiek w niezniszczalnej ozdobie łagodności i spokoju ducha, który jest cenny w oczach Boga”.

 

 

Jak łagodna istota nie walcząca, niestawiająca żądań, głośno niemówiąca o swoich prawach i racjach, ma być dziedzicem ziemi, czyli mówiąc inaczej rządzić i panować na niej?
Z jednej strony wiem, że to możliwe, bo wystarczy, by ludzie bez szumu robili to co uważają za dobre, żyli zgodnie z tym, a zaprowadzą zmiany. To jednak kosztowna metoda ich wprowadzania, bo stara władza, system, raczej nie podda się bez walki. Wśród ludzi zaś zawsze wyłaniają się jednostki chcące szybciej przejąć rządy, rozliczyć innych a sami grać rolę liderów.

 

Udało to się tylko raz, a sukces trwał bardzo krótko, chociaż wielu tego próbowało.
Prawie udało się Mahatmie Gandhiemu przez metodę nazwaną ruchem biernego oporu. Dzisiaj wiele razy mikro sukcesy we wprowadzaniu zmian lub zatrzymaniu niechcianych ulepszeń życia odnosi obywatelskie nieposłuszeństwo. Obydwie metody wymagają odwagi biorących w nich udział ludzi, akceptujących koszt, jakim może być utrata zdrowia, majątku, wolności a czasem życia.
Pełny sukces zmiany starego porządku przyszedł tylko raz, na przełomie II i III wieku n.e., gdy uczniowie Jezusa przykładem życia pokazali, czym jest droga, którą prowadzi Pan. Była tam moc z uzdrawianiem, cudami, wolnością i siłą wytrwania przy tym, w co się wierzy.
Chociaż płacili za to często życiem, to paradoksalnie ich przykład pociągał do zmiany i pójścia za Jezusem innych. Wysoki koszt, jaki trzeba było płacić za ten wybór, nie odstraszał.
Niestety szybko uporządkowano ten ruch, ubrano w urzędy, dopasowano do władzy cesarzy. Stary system jednak musiał się zmienić.

 

Kolejne błogosławieństwo jest o głodzie, ale niekoniecznie takim, gdy ssie w żołądku i burczy w brzuchu.

 

 

„Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, ponieważ oni będą nasyceni”. Mateusza 5;5

 

„Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie”. Mateusz 5;10

 

„Błogosławieni jesteście wy, którzy teraz cierpicie głód, bo będziecie nasyceni”. Łukasza 6;21

 

Można być głodnym, spragnionym sprawiedliwości, zwłaszcza wtedy, gdy żyje się w miejscu i czasie, gdzie taka zwykła ludzka sprawiedliwość, uczciwość i dobroć są deptane, mieszane z błotem czy ośmieszana. Nie o nasze ludzkie poczucie sprawiedliwości jednak tu chodzi a tę, która pobrzmiewa w modlitwie „Ojcze nasz” „Niech przyjdzie twoje królestwo, niech się dzieje twoja wola na ziemi tak jak w niebie”.
Mojemu ludzkiemu poczuciu sprawiedliwości nie zawsze jest po drodze z tym, które ma Stwórca. Moja potrzeba udowodnienia racji, zapłacenia za krzywdę, kary czy zemsty, jakby nie była zasadna, może nie doczekać się zaspokojenia.
Tu jest kolejny trudny dla mnie moment w kazaniu na górze.
Bóg jest sprawiedliwy, ale i miłosierny, wybaczający. Oczekuję Go takiego dla siebie, łaskawego i wybaczającego dla moich błędów i złych wyborów, ale On taki będzie i dla reszty stworzenia.

 

Moim zadaniem jest tak zmienić swoje myślenie, bym błogosławiła wrogów, była miłosierna, okazywała miłość, wybaczała. Często to nie jest wygodne, łatwe ani przyjemne, ale tym ma cechować się uczeń Jezusa, ktoś, kto wybiera wąską bramę, idzie wąską drogą. Jakby to nie wydawało się dziwne, w ostatecznym rachunku, zdając się na ten Boży model sprawiedliwości i ja ze swoimi na nią oczekiwaniami, będę zaspokojona.

 

 

O szerokiej i wąskiej drodze

 

 

Miłosierdzie – to cecha Boga, uczniów Pana, coś, bez czego nie można nawet dotknąć miłości bliźniego. Nie da się kochać kogoś, a nie darzyć go jednocześnie życzliwością. Miłosierdzia oczekuje chyba każdy z nas.

 

„Błogosławieni miłosierni, ponieważ oni dostąpią miłosierdzia”

 

Poświęciłam miłosierdziu cały artykuł.

 

 

Podstawowe pojęcia. Miłosierdzie

 

 

Bez niego nie zbliżamy się nawet do uczniostwa, nie stawiam pierwszego kroku na drodze, którą prowadzi Jezus. Ten krok jest bardzo trudny i łatwo stawiając go upadać. Już to pisałam: chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. Mówię o chrześcijaństwie tym wynikającym wprost z nauczania Jezusa, a nie papki przetrawionej przez teologiczno-filozoficzne mądrze brzmiące frazesy.
Nauka Jezusa jest praktyczna, prosta, zrozumiała dla każdego, ale i wymaga zapłacenia ceny – umierają nasze pragnienia, priorytety, oceny spraw, wydarzeń, ludzi, nasza sprawiedliwość, poczucie ważności.
W zasadzie trzeba się całkowicie zmienić. Bardziej niż myślałam jeszcze rok temu. Dzisiaj dociera do mnie, jak bardzo radykalne muszą być te zmiany. Świadoma praca na sobą, ciągła autokontrola to jedno. Położenie zaufania w Bogu, że pomoże się podnieść po kolejnych upadkach, spojrzeć w lustro na własne odbicie, gdy zdam sobie sprawę, że znowu zawadziłam o płotek błogosławienia komuś czy zmęczenie, irytacja pozwoliły bym zapomniała o życzliwości, to drugie, bez czego ta zmiana nie jest możliwa.

 

„Błogosławieni czystego serca, ponieważ oni zobaczą Boga”.

 

W Biblii serce to nie wylęgarnia emocji jak to rozumiemy dzisiaj. Tam bliżej mu jest do rozumu, woli.

 

 

Serce i rozum

 

 

Czyste serce to dla mnie takie, które nie knuje, nie udaje, jest szczere, prawe. Nie myśli nic złego, nie szuka swego – to ten wers dobrze oddający jego rolę w tym czym jest miłość.

 

„Błogosławieni czyniący pokój, ponieważ oni będą nazwani synami Bożymi”.

 

 

Chrześcijaństwo nie jest bez miecza, bezbronne, podkładające się a nadstawianie drugiego policzka to nie zgoda na wyrządzanie komuś krzywdy na naszych oczach. Dlaczego tak uważam pisałam tu „O broni, wojnie i pacyfizmie w Biblii”.

 

 

O broni, wojnie i pacyfizmie w Biblii.

 

 

Jest jednak pewien drażliwy temat, gdzie chrześcijanie różnej maści, denominacji, bardzo rzadko potrafią wprowadzać pokój między sobą. Doktryna to sprawa wrażliwa dla większości ludzi w kościołach. Przypomnę, że doktryna to nie Pismo a jedynie jego interpretacja. Więcej o tym napiszę niedługo w „Podstawowych pojęciach. Kościół”, bo temat ważny i bardzo na czasie. Dzisiaj zacytuje jedynie Pawła:

 

 

„Jeden bowiem wierzy, że może jeść wszystko, a inny, będąc słaby, jada jarzyny. Ten, kto je, niech nie lekceważy tego, który nie je, a ten, kto nie je, niech nie potępia tego, który je, bo Bóg go przyjął. Kim jesteś ty, że sądzisz cudzego sługę? Dla własnego Pana stoi albo upada. Ostoi się jednak, gdyż Bóg może go utwierdzić. Jeden bowiem czyni różnicę między dniem a dniem, a drugi każdy dzień ocenia jednakowo. Każdy niech będzie dobrze upewniony w swoim zamyśle. Kto przestrzega dnia, dla Pana przestrzega, a kto nie przestrzega dnia, dla Pana nie przestrzega. Kto je, dla Pana je, bo dziękuje Bogu, a kto nie je, dla Pana nie je i dziękuje Bogu. Nikt bowiem z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera. Bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy, jeśli umieramy, dla Pana umieramy. Dlatego czy żyjemy, czy umieramy, należymy do Pana”. Rzymian 14;2-8

 

 

Nie dotyczy to jednak tylko spraw wiary, interpretacji Pisma, ale i ulubionych Polaków rozmów o polityce. Spokojnie, w spokoju wymieniać się swoim zdaniem, argumentami za, a nawet przeciw, z zaleceniem „pokój czyniący” przed oczami, to dopiero jest wyzwanie!
Dla niektórych będzie to trudne, gdy trwają derby, dla innych, gdy mowa o medycynie, muzyce.
Oj, nie jest łatwo być nazwanym dzieckiem Boga. Tak dziecko, potomek, syn – te słowa mogą być tu użyte.

 

Na koniec zostało trudne błogosławieństwo.

 

 

„Błogosławieni jesteście, gdy z mego powodu będą wam złorzeczyć, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko, co złe, przeciwko wam. Radujcie się i weselcie, ponieważ obfita jest wasza nagroda w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”. Mateusza 5;11-12

 

„Błogosławieni będziecie, gdy ludzie będą was nienawidzić i gdy was wyłączą spośród siebie, będą was znieważać i odrzucą wasze imię jako niecne z powodu Syna Człowieczego. Radujcie się w tym dniu i weselcie, bo obfita jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem ich ojcowie postępowali wobec proroków”. Łukasza 6;22-23

 

 

Gdy jest mi wygodnie i po drodze z otaczającym mnie światem, moje poglądy, sposób życia, decyzje, nie wywołują zdziwienia, czy gniewnego pomruku, komentarza, zadaje sobie pytanie: Beata, skoro jesteś tak fajna dla wszystkich wkoło, to, w którym temacie nie jest ci po drodze z Jezusem?

 

Marek Aureliusz to mój ulubiony cesarz-filozof, stoik, którego „Rozmyślania” towarzyszą mi od lat, człowiek bardzo mądry, prawy i moralny. Kierował się w życiu zasadami bliskim każdemu chrześcijaninowi, a jednak to właśnie on nie rozumiał chrześcijan.
Mądry cesarz nie miał dla nich miłosierdzia. Ich upór i gotowość na śmierć była czymś, czego nie pojmował, z czym się nie zgadzał. Napisał tak o chrześcijanach:

 

 

„Jakaż to jest dusza, gotowa, gdy już zajdzie potrzeba odłączenia się od ciała albo zgasnąć,
albo rozprószyć się, albo dalej trwać! Byle ta gotowość szła z własnego postanowienia, nie
przez prosty upór, jak u chrześcijan, ale w sposób rozumny i poważny, i tak, by innego mogła
przekonać, bez maski tragicznej”.

 

 

Chociaż tak blisko mu do zasad i praw, którymi kierowali się chrześcijanie jego czasu, jako Rzymianin stał po przeciwnej stronie rozumienia obowiązku, lojalności, wiary w Boga/bogów.
Przecież nikt nic nie tracił, gdy człowiek złożył hołd/ofiarę Romie czy ubóstwionemu cesarzowi. To były tak naprawdę tylko gesty wyrażające lojalność wobec władzy i porządku, jaki reprezentuje. Chrześcijanie jednak wybierali śmierć, upierając się, by nie wykonać gestu lojalności, chociaż lojalni i tak byli.
Dziwni ci pierwsi chrześcijanie — nie byli rewolucjonistami, nie chcieli obalić istniejącego porządku, modlili się za władców, a ci ich mordowali.
Kolejne pokolenia miały już władców pod znakiem krzyża, którzy ramie w ramie ze swoim ulubionym kościołem (tym ulubionym był inny na wschodzie, inny na zachodzie czy w Afryce) prześladowali i mordowali barbarzyńców i wstrętnych heretyków, którzy dla zwykłego spokoju nie chcieli wykonać gestu pokazującego ich lojalność wobec władzy świeckiej i kościelnej. Te gesty były różne, od nieczytania Biblii w języku rodzimym, przez dzień tygodnia uznawany za poświęcony Bogu, po wiarę w postanowienia tego czy innego soboru, synodu lub tzw. Ojca Kościoła.

 

Kościół wypełniał się nasyconymi wypełnieniem sprawiedliwości według ich praw i kryteriów. Było ich wielu w średniowieczu, czasie inkwizycji, po stronie reformacji, Rzymu i ortodoksji każdej barwy. Byli tłuści swoją sytością, nasycający się coraz bardziej szerzeniem sprawiedliwości i prawowierności, zachęcający swoje owieczki by ich naśladowały.

 

 

„Biada wam, którzy jesteście nasyceni, bo będziecie cierpieć głód”

 

 

Jezus zaś mówił tak:

 

„Lecz mówię wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy wam wyrządzają zło”. Łukasza 6;27-28

 

 

U Mateusza po błogosławieństwach padają słowa:

 

 

„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”. Mateusz 5;13

 

 

Miłosierdzie, bycie jak sól i błogosławieństwa, to tematy, które w ostatnich tygodniach na nowo ustawiają mi rozumienie tego, czego oczekuje ode mnie Stwórca.

 

 

Słony odcinek. O soli, przesalaniu i niedosalaniu

 

 

Można powiedzieć, że radykalizuję się, ale jest to radykalizm nastawiony na bezkompromisowe, klarowne oczekiwania wobec siebie, swojego charakteru, decyzji, jakie podejmuję. Nie na darmo wzięłam sobie na początku roku słowo ἀνακαίνωσις – anakainōsis na patrona czasu, jaki mi został.
Dzieje się, oj dzieje!
Niekoniecznie jest to przyjemne dla mnie. Chwilami jest równie relaksujące jak leczenie kanałowe zęba bez znieczulenia. Cel jednak jest tego wart, a wąska droga do niego prowadząca nie jest wygodna.
Mam nadzieję, że się na niej spotkamy.

 

Beata

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz