O zbroi i prawdziwym przeciwniku

Fragment o zbroi z Listu do Efezjan jest prawdopodobnie jednym z najczęściej cytowanych nie tylko na kazaniach czy w książkach o tematyce wiary i radzenia sobie w życiu, których autorzy są lub chcą utrzymać się w chrześcijańskim systemie wartości. W dzieciństwie lubiłam historie o rycerzach, bawiłam się żołnierzykami, ganiałam po ogrodzie cioci z drewnianym mieczykiem i tarczą.
Wolałam być tym, który broni, działa i walczy w imię dobra niż piękną księżniczką, której trzeba bronić.
Gdy zaczęłam czytać Biblie obraz chrześcijanina ubranego i uzbrojonego jak rzymski legionista bardzo mi się spodobał. Ten zachwyt trwał jednak tylko chwilę.
Czytałam uważnie słowa z Efezjan 6;10-18 raz za razem.

 

 

„W końcu, moi bracia, umacniajcie się w Panu i w potędze jego mocy. Przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli się ostać wobec zasadzek diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, ale przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom ciemności tego świata, przeciw duchowemu złu na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli przeciwstawić się w dzień zły, a wykonawszy wszystko, ostać się. Stańcie więc, przepasawszy wasze biodra prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości; I obuwszy nogi w gotowość ewangelii pokoju. A przede wszystkim weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste strzały złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, którym jest słowo Boże; We wszelkiej modlitwie i prośbie modląc się w każdym czasie w Duchu, czuwając nad tym z całą wytrwałością i z prośbą za wszystkich świętych”. Efezjan 6;10-18

 

 

Przypominałam sobie, jak wygląda zbroja żołnierza rzymskiego czy innego wojaka z I wieku i otrzeźwiło mnie. Poczułam się jak bohater wierszyka o rycerzach, który bawił przez lata mnie i moją przyjaciółkę. To w sumie fraszka a brzmi ona tak:

 

 

„Mój ty rycerzu w lśniącym pancerzu o zakutym łbie”.

 

 

Dlaczego miałam zakuty łeb?
Tu potrzebna dłuższa opowieść.
Zaczęło się od zrozumienia, do czego służą elementy zbroi i ona sama. By miało sens stawanie do walki a zbroja miała spełnić swoje zadanie, musiała być kompletna. Ot, taka wydawałaby się oczywista oczywistość.

 

 

„Dlatego weźcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli przeciwstawić się w dzień zły, a wykonawszy wszystko, ostać się”.

 

 

Zwykle, gdy myślę o zbroi, to na pierwszy plan wysuwa się pancerz. Solidny kawał blachy w postaci płytek, łusek lub większego kawałka metalu, chroni klatkę piersiową. W niej bije serce, organ, który decyduje o tym czy żyjemy. Wiem, że dzisiaj stworzono wiele definicji śmierci dla żywych jeszcze ludzi. Powstały z potrzeby medycyny, biznesu a czasem prawnej, ułatwiającej pewne działania. Jednak, to trwałe zatrzymanie serca dopiero powoduje śmierć. Zaczynają się kolejno włączać procesy, które ciało oddadzą ziemi.
O panach życia i śmierci napiszę całkiem niedługo, od kilku lat temat ten nie daje mi spokoju. Łatwość, z jaką jako społeczeństwo godzimy się na zakłamanie rzeczywistości, może przerazić.

 

Pancerz w zbroi z listu nie jest z żelaza czy skóry a ze sprawiedliwości. Nie chodzi tu jednak o sprawiedliwość ludzką, prawość i cnotę w naszych oczach, a sprawiedliwość Boga, prawość, dobro i cnotę według Jego standardu. Użyte tu słowo δικαιοσύνη – dikaiosynē, to, to samo, które pojawia się w ośmiu błogosławieństwach.

 

 

„Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, ponieważ oni będą nasyceni”. Mateusz 5;6

 

 

Sprawiedliwość będąca budulcem tego pancerza jest wymagająca, ale nie nieosiągalna. List do Filipian 3;9 mówi o tym tak:

 

 

„I znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, tej, która jest z prawa, ale tę, która jest przez wiarę Chrystusa, to jest sprawiedliwość z Boga przez wiarę”.

 

 

No dobrze, mądre słowa na kazaniach często słychać, ale jak to w praktyce powinno wyglądać?
Dla mnie, to głodnych nakarmić, spragnionych napoić w tym wroga. Szanować rodziców niezależnie od tego czy się zgadzam z nimi, czy widzę sprawy kompletnie inaczej. Nawet powiedzenie nie, nie zgadzam się, nie zrobię tego, nie pozwalam, może być wyartykułowane z szacunkiem dla drugiej osoby. Postępowanie zgodne z własnym sumieniem, nieuleganie zastraszeniu, niepozwalanie na przekupstwo, to dla mnie część takiej sprawiedliwości. Jeden Pan, który ma władze i jest dla mnie prawodawcą, co może oznaczać spore zgrzyty z wszystkimi władzami i szefami, twórcami praw i opinii poprawnych, jakich w dzisiejszym świecie bezmiar.

 

Całość ubioru żołnierza, tę służącą walce jak i bardziej intymną w postaci bielizny, trzyma razem pas. Tutaj jest to pas prawdy, a ona jest kosztowna, czasem wręcz luksusowa, bywa niebezpieczna. Nie ma jednak innego pasa, który w tej wojnie, jaką ma stoczyć adresat listu sprawdzi się. Najtrudniejsza jest zawsze prawda o sobie samym. Pas zadziała dopiero wtedy, gdy zdobędę się na nią.

 

Bez niego nie mogę mieć miecza, bo to do pasa się go mocuje. Ma ostrze z dwóch stron a takim równie łatwo samemu się zaciąć jak zadać cios.
Miecze w tym czasie, na przykład rzymskie, były krótkie, służyły do pchnięć zadanych w zwarciu, nie do efektownych popisów szermierczych. To dosyć ważna uwaga, bo często w życiu widzę i o zgrozo, czasem sama brałam w tym udział, takie pojedynki na wersety z Biblii.
Słowa Jezusa, to co zawierają księgi Pisma, ma mnie osądzać we własnych oczach, sumieniu. To samo ostrze tnie w obydwie strony.

 

Ten miecz pojawia się obok hełmu, którym jest zbawienie.
Jakie jest zadanie hełmu, wiadomo – chroni głowę. Najprościej zabić człowieka zadając cios w serce lub głowę. Pierwsze chroni sprawiedliwość drugie zbawienie, nadzieja zbawienia, ratunku – różnie to można odczytać. Ja widzę tu pewność bycia w ręku Stwórcy, świadomość, że nie mogę zapracować na swój własny ratunek od śmierci i unicestwienia, ale mam go dany darmo, dzięki łasce. Tu pojawia się Jezus jako zbawiciel i nauczyciel, za którym idę.

 

Trudno jest iść zwłaszcza po nieznanym terenie, w daleką drogę na bosaka, o walce bez butów nie ma co nawet mówić. W wyposażeniu, o którym mowa w Liście do Efezjan są to buty specjalnego przeznaczenia – gotowość głoszenia Dobrej Nowiny.
Nie jest prostym bycie gotowym i otwartym zawsze na mówienie słowem lub czynem o pojednaniu z Bogiem, które jest człowiekowi dane. Nie każdy chce słuchać, nie każdy chce tolerować w swoim otoczeniu żyjących zgodnie z jej standardami.

 

Do osłonięcia się przed ciosem służy żołnierzowi tarcza. W armii rzymskiej tarcze zwykłych żołnierzy były sporych rozmiarów. Miały ponad metr wysokości i 60 cm szerokości. Spokojnie można było się za nią schować. Tu wiara ma pełnić role tarczy.
Ja słowo wiara często zastępuję sobie słowem zaufanie, przez co lepiej do mnie trafia jego sens. Gdy mowa o tarczy wiary widzę tu uwierzenie komuś a nie wiarę w coś.
Wierzę Bogu, znam Go, wiem, jaki jest, ufam Mu.
Tak zabezpieczona i wyposażona mogę przetrwać:

 

 

„Przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli się ostać wobec zasadzek diabła”.

 

 

Ludzie lubią widzieć w diable różne stwory z kopytami, ogonem i rogami rodem z mitologii a nie Biblii lub upadłe anioły co nie wynika z tekstu Pisma. Ten diabeł – diabolos to po prostu kłamca, oszczerca. Może nim być także ktokolwiek z nas ludzi.
Stajemy się wtedy zasadzką i pułapką dla innych, a ktoś, kto ma władzę, rozgrywa nas w ten sposób. Nie jest to człowiek.
Ludzie jak źli, głupi czy zepsuci by nie byli nie są wrogami. Są tylko ofiarami tej wojny, rozgrywa ich ktoś o kim mowa na początku tego fragmentu z listu do Efezjan.

 

 

„Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, ale przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom ciemności tego świata, przeciw duchowemu złu na wyżynach niebieskich”.

 

 

No cóż, może dla wielu dzisiaj to Star Warsy w biblijnym wydaniu. Najlepsze kłamstwo, jakiemu uwierzył świat zachodni to negacja ducha i wiara prawdziwość jedynie materii. Kłamstwa o naturze rzeczy, nas, prawach rządzących stworzeniem, osiągnęły punkt kulminacyjny i mam nadzieję, że zaczną się sypać. Myślę tak z powodu rosnącego zainteresowania fizyką czy też mechaniką kwantową.

 

To moment, w którym muszę wrócić do wierszyka o rycerzu.
Uważam, że byłam nim i miałam „zakuty łeb” zawsze, gdy sądziłam, że moim wrogiem jest człowiek.
Ruszając do potyczek czy walk z ludźmi, dawałam się wpuścić w zasadzkę, a tam już czekały okazje, bym pogubiła drogę – zgrzeszyła.
Tak naprawdę to przyczyna każdego upadku tkwi we mnie i tylko we mnie.
Po pierwsze któryś element zbroi, nie jest w dobrym stanie lub go nie mam przy sobie.
Po drugie zapomniałam o tym co napisał Jakub:

 

 

„Lecz każdy jest kuszony przez własną pożądliwość, która go pociąga i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a grzech, gdy będzie wykonany, rodzi śmierć”. Jakuba 1;14-15

 

 

O metodach, jakie te władze i zwierzchności zastawiają na ludzi pułapki, pięknie pisał C.S.Lewis w „Listach starego diabła do młodego”.

 

Jest jeszcze ostatni element sprawiający, że taki pojedynczy żołnierz może przetrwać i zwyciężać – to świadomość, że nie jest zostawiony sam sobie, jest częścią armii.
By jakakolwiek wojna miała szanse powodzenia potrzebne jest sprawnie działające zaplecze z dostawami żywności, broni, szpitalami dla rannych. O tym właśnie mowa tu:

 

 

„We wszelkiej modlitwie i prośbie modląc się w każdym czasie w Duchu, czuwając nad tym z całą wytrwałością i z prośbą za wszystkich świętych”.

 

 

Jestem dość pragmatyczna, stąpam twardo po ziemi a w chrześcijaństwie także kładę duży nacisk na rzeczy praktyczne, wymierne jak wzajemna troska i relacje między uczniami Jezusa. W tym wypadku jednak to nie wystarczy. Tu ścieramy się z kimś, kto niekoniecznie walczy materialnymi metodami więc potrzebne jest użycie niematerialnych metod, by wspierać się w tym procesie: „umacniajcie się w Panu i w potędze jego mocy”. Ja w każdym razie takiego wsparcia na pewno potrzebuję.

 

Na koniec przypomnę rozważanie, które napisałam rok temu a dzisiaj jest dla mnie bardzo na czasie, może i Tobie się przyda – Co mnie kusi co mnie nęci.

 

Elementarz 5. Co mnie kusi co mnie nęci

 

Beata

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz