O szerokiej i wąskiej drodze

O szerokiej i wąskiej drodze nie mogę przestać myśleć od kilku tygodni. Ciekawa i pouczająca przypowieść. Zmusza do zastanowienia się nad sobą i wyborem drogi, którą idę. Sprawa wydaje się oczywista. Szeroka brama prowadzi na szeroką i wygodną drogę. Ostatnio przeglądałam się jednak uważniej fragmentowi Ewangelii Mateusza, w którym o nich mowa.
Doświadczenia ostatnich miesięcy powodują, że sprawdzam jeszcze raz praktycznie wszystko, co do tej pory wiedziałam o Bogu, drodze, jaką prowadzi, co w praktyce oznacza bycie uczniem Jezusa. Analizuję swoje wybory, zachowanie, charakter.
Mogę powiedzieć, że to taki remanent dotychczasowego życia, poglądów, podjętych decyzji i wyborów. Największy nacisk podczas tego przeglądu kładę na sprawy duchowe, priorytety.
Wybór kierunku to podstawowa decyzja czyż nie?
Idę w lewo lub prawo?
Biorę czerwoną czy niebieską pigułkę?
Przechodzę przez szeroką czy wąską bramę?
Ten wybór determinuje resztę życia.

 

„Wchodźcie przez ciasną bramę. Szeroka bowiem jest brama i przestronna droga, która prowadzi na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Ciasna bowiem jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują”. Mateusza 7;13-14

 

Wybór wydaje się prosty, skoro sam Nauczyciel mówi, który jest właściwy, wiedzie do celu. My ludzie mamy jednak problem z oceną tego co uznamy za ciasnotę, niewygodę, duże wyrzeczenie czy ograniczanie siebie i swoich rozbuchanych charakterów, apetytów, ambicji.

 

Brama, o której mówi tu Jezus, jest naprawdę ciasna, ale takie ciasne tajemnicze drzwi kuszą wielu.
Być może po drugiej stronie kryje się piękny i tajemniczy ogród?
Nie tym razem!
Ciasnota bramy jest niewygodna, jednak prawdziwym wyzwaniem jest dopiero wędrówka wąską drogą.
Ona nie jest po prostu wąska, powiedzmy jak niektóre szlaki w górach wiodące nad przepaściami. Przejście nimi wymaga odwagi, braku lęku wysokości lub perfekcyjne panowanie nad nim. Konieczne są też dobre buty, mocne ręce i cierpliwość. Tam nie warto się spieszyć, poganiać siebie lub innych. Zbyt łatwo popełnić błąd a on może kosztować życie.
Wąska droga, na którą wchodzi się po przejściu bramy wskazanej przez Chrystusa, jest nie tylko wąska, ona jest θλίβω (thlibō) – słowo to znaczy ściskać, ucisk, ciasnota, cierpienie. Przejście tą wąską drogą przypomina przejście przez tłocznię do winogron.
Słowo thlibō pojawia się także w 2 Koryntian 1;6

 

„Jeśli więc doznajemy ucisku – to dla waszego pocieszenia i zbawienia, które sprawia, że znosicie te same utrapienia, które i my cierpimy; i jeśli doznajemy pociechy – to dla waszego pocieszenia i zbawienia”.

 

 

Jak nieprzyjemnie wąska jest ta droga i o jakim ucisku mowa odpowiedź znajdujemy w Hebrajczyków 11;37

 

 

„Byli kamienowani, przerzynani piłą, doświadczani, zabijani mieczem, tułali się w owczych i kozich skórach, cierpieli niedostatek, ucisk, utrapienie”.

 

 

Wędrówka wąską drogą wyciska z człowieka wszystko, czym nasiąkł w świecie.
Czy czuję się jak ktoś w tłoczni lub przynajmniej tak jak wtedy, gdy przechodziłam bardzo, bardzo wąskim korytarzem w jaskini, gdzie ściany napierały tak mocno, że nawet oddech pełną piersią był utrudniony, głowa musiała być przekręcona w bok, brzuch maksymalnie wciągnięty a moja klaustrofobia zakneblowana na maksa?
Bywało różnie, ale szczerze mówiąc ostatnie lata, są spokojne.
Nie obrywam za poglądy, jakie mam, sposób, w jaki rozumiem Boga, w jaki żyję.
Oczywiście od czasu do czasu dostanę soczyste maile, w którym przeczytam, że jestem heretyczką, katolem, wstrętną Żydówką, a na dodatek ktoś mi życzy, całkiem odwrotnie niż miłość bliźniego nakazuje.
Ot, życie, w którym spotyka się różnych ludzi.

 

To przychodzi jednak z zewnątrz, a ile razy jestem akceptowana, mam spokój, bo milcząc, daje ciche przyzwolenie na coś, czemu nie jest po drodze z nauką Jezusa?
Zastanawiam się nad tym bardzo poważnie, bo o ile Jezus siadał z różnymi typami, jadł i pił, to jednak oni nie mieli wpływu na niego. Zawsze to on, Jego osoba, słowa, zachowanie miały wpływ na tych, których pobożni faryzeusze nazywali pijakami, celnikami, żarłokami. Nie chodzi więc w Jego nauczaniu i przykładzie o zamknięcie się w getcie, totalną ascezę.

U Łukasza 13;23-27 czytam:

 

 

„I ktoś go zapytał: Panie, czy mało jest tych, którzy będą zbawieni? On zaś im odpowiedział: Usiłujcie wejść przez ciasną bramę, bo mówię wam, że wielu będzie chciało wejść, lecz nie będą mogli. Gdy gospodarz wstanie i zamknie drzwi, zaczniecie stać na zewnątrz i pukać do drzwi, mówiąc: Panie, Panie, otwórz nam! A on wam odpowie: Nie znam was i nie wiem, skąd jesteście. Wtedy zaczniecie mówić: Jedliśmy i piliśmy z tobą, i nauczałeś na naszych ulicach. A on powie: Mówię wam, nie znam was i nie wiem, skąd jesteście; odstąpcie ode mnie wszyscy, którzy czynicie nieprawość”.

 

 

Nieprawość – jak ją rozpoznać?
Na początku mojej drogi za Jezusem usłyszałam jak zrobić prosty test ułatwiający rozpoznanie czy coś jest dobre, czy prowadzi na manowce, jest paskudne, zepsute.
Brzmiał on tak: wyobraź sobie, że robisz to razem z Jezusem (uwaga – w nim nie ma zła, zawsze idzie drogą wyznaczoną przez Boga, zgodnie z Jego standardami, nie ściemnia), a On fizycznie stoi obok ciebie i uczestniczy w tym co robisz.
Ten test pozwala rozpoznać żużel, jaki mam w sobie. Nie zawsze chcę stosować ten test i tu jest problem, bo Bóg nas oczyszcza, wytapia jak złoto czy srebro. Musimy pozbyć się żużlu. To bolesny proces.

 

„I stanie się na całej ziemi, mówi PAN, że dwie części w niej zostaną wycięte i zginą, a trzecia część pozostanie w niej. I przeprowadzę tę trzecią część przez ogień i oczyszczę ich, jak się czyści srebro, wypróbuję ich, jak się próbuje złoto. Będą wzywali mego imienia, a ja ich wysłucham. Powiem: Ty jesteś moim ludem, a on powie: PAN jest moim Bogiem”. Zachariasza 13;8-9

 

„Tygiel dla srebra, piec dla złota, ale serca bada PAN”. Przysłów 17;3

 

 

Odkryć co jest we mnie żużlem – to wymaga zmiany myślenia.
O tym mowa w Liście do Rzymian 12;2.

 

 

„Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”.

 

 

Słowo mówiące o tej zmianie to ἀνακαίνωσις (anakainōsis). Oznacza ono kompletną zmianę na lepsze, przemianę, odnowę.
Przemiana grudy rudy srebra w czyste srebro dobrze to obrazuje.
Żywy organizm, który może pokazać, jak dramatyczna to przemiana to na przykład motyl. Jego życie zaczyna się od bycia gąsienicą kompletnie nieprzypominającą finalnej postaci tego organizmu.
Mam od początku stycznia to słowo wydrukowane i powieszone nad biurkiem. Przypomina mi o skali zmiany, jaka musi zajść we mnie, by faktycznie przejść tą wąską i ciasną drogą.

 

Bóg pomaga w tej przemianie, o czym mowa chociażby w Tytusa 3;5 „lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym,” gdzie znowu pojawia się słowo anakainōsis.
Bycie światłem wymaga zmiany, a to do niego porównuje swoich ludzi Jezus w tym fragmencie Ewangelii Łukasza 11;33-36

 

 

„Nikt nie zapala światła i nie stawia go w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku, aby jego blask widzieli ci, którzy wchodzą. Światłem ciała jest twoje oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności. Patrz więc, żeby światło, które jest w tobie, nie było ciemnością. Jeśli zatem całe twoje ciało będzie w świetle, nie mając w sobie nic ciemnego, całe będzie w świetle, jak gdyby światło oświecało cię swym blaskiem”.

 

 

Bycie nazwanym światłem – to zobowiązuje do przyglądnięcia się własnym wyborom, kompromisom, na jakie idę, sprawą, o których nie chcę na co dzień myśleć.

 

Wnioski, jakie mam nie są miłe, bo oznaczają zwracanie uwagi na wiele spraw uznawanych za nieistotne, normalne w codziennym życiu.
Proste pytanie:
Jakie znaczenie ma to które awokado kupie w jarzyniaku?
Hm, mogę schować głowę w piasek i powiedzieć, że nie sprawdzałam, jak się je hoduje i gdzie, no ale sprawdziłam. Meksykańskie awokado jest w łapach karteli a z ich „opieką” idzie cierpienie, krew i ból rolników niemających wyboru innego niż podporządkowanie się.
Peru i Chile woli odciąć ludzi od wody, byle nieliczni plantatorzy mieli dobrze nawodnione ziemie i zarabiali na dorodnym awokado.
Taki prosty przykład z jarzyniaka mówi o tym czy rządzi mną brzuch, czy nie.
Zjem lubiane guacamole niezależnie od tego skąd pochodzi awokado czy odpuszczę i wszamie ryż z sałatką pomidorową?

 

Dzisiejszy świat jest zepsuty, niemoralny, oparty na kłamstwie i wyzysku. Proste wybory jak te, jakie spodnie kupić czy kawę tak naprawdę są wyborami, komu oddam moje pieniądze, czas, kogo tym samym wzmocnię.
Zastanawianie się nad tym jest dołujące, męczące i powoduje, że można stracić radość życia.
Uciekanie przed zobaczeniem rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, a nie jakie podają nam w lukrze media, producenci tych towarów, to nie jest kroczenie wąską drogą.
Pójście za Jezusem wymaga spojrzenia na wszystko i odarcia tego z lukru, kłamstw, fałszu czy złudzeń.

 

Paradoksalnie niezamykanie oczu powoduje, że z konieczności zaczyna się szukać lokalnych producentów, towarów, wspiera ich i ma z tymi ludźmi kontakt. Realny, fizyczny kontakt.
Hm, czy to nie otwiera drogi do rozmowy, pokazania, że można żyć inaczej, zaświadczenia im życiem i słowem o Jezusie?
Tak, umożliwia, ale powoduje też, że trzeba zrezygnować z wielu dobrodziejstw i przysmaków tego świata.
Niektórzy mogą człowieka uznać za eko-oszołoma, nawiedzonego dziwaka.
Wolałabym kupić pyszne awokado, które dojrzewało w słońcu na polach dobrze opłaconego rolnika w Meksyku, Peru czy Chile i nie pozbawiało okolicznych mieszkańców dostępu do wody pitnej.
Wolałabym, by na polach rosła bawełna nie wspomagana taką masą pestycydów, że ludzie pracujący przy jej zbiorze i przetworzeniu w tkaniny nie chorowaliby, nie umierali w bólach.
Długa jest lista rzeczy, które są zepsute, złe, spaprane na świecie w gospodarce, ekonomii, polityce, relacjach międzyludzkich, itd. Nie podoba mi się to, co widzę i nie podoba mi się to, że zapomniałam o prostym teście towarzystwa Jezusa we wszystkim co robię.
Kiedy zapomniałam?
Czasem, gdy oglądam film, gdy rozmawiam, coś czytam lub kupię. Nie chodzi tu o to by być drętwym i nie potrafić się bawić, śmiać, wyluzować, ale o krytyczne spojrzenie na to co uznaję za zabawne, co sprawia, że się wyluzowuję, czemu poświęcam czas, gdy odpoczywam.

 

Chce zmiany wkoło siebie i w sobie. Oto jak ją osiągnąć:

 

 

„I jeśli mój lud, który jest nazywany moim imieniem, ukorzy się, będzie modlić się i szukać mojego oblicza, i odwróci się od swoich złych dróg, wtedy wysłucham go z nieba, przebaczę mu grzech i uzdrowię jego ziemię”. 2 Kronik 7;14

 

 

Ukorzyć się to nie posypywać głowę popiołem a być pokornym, poddanym, uległym i poddanym wobec Boga. Pozwolić się wycisnąć w tej prasie i wytopić cały żużel w sobie.
Bóg zrobi co obiecał, On dotrzymuje słowa, ale ja mam zrobić swoją część – zmiana myślenia, anakainōsis.

 

Węgiel i diament to ta sama substancja. To może być nawet fizycznie ten sam kawałek materii. Właściwie jedyne co potrzeba by zaszła przemiana brudzącej bryły w klejnot to ciśnienie.

 

Mój plan na czas, jaki Pan mi jeszcze dał to ἀνακαίνωσις – anakainōsis!
Co z Tobą, wchodzisz w to?

 

Beata

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz