Sprzeczności w Biblii. Kto z nami a kto przeciwko – czyli tekst nie ma sensu bez kontekstu.

Biblia, to taka dziwna księga, która aby była traktowana poważnie musi być konsekwentna do bólu, mówić prawdę i nie może sobie przeczyć.
Skoro porusza sprawy mające wpływ na życie człowieka, jego jakość tu – ustawia przecież priorytety, oraz los po przekroczeniu granicy śmierci cielesnej, nie może pozwolić sobie na dziwny przekaz, który spowoduje pomylenie kierunków, gdy zamiast klasycznego wyboru skrętu w lewo lub w prawo będziemy mieli lewo, drugie lewo i „to gdzieś tam”.
Są jednak całe fragmenty tej księgi interpretowane całkiem inaczej przez przedstawicieli różnych denominacji, odłamów chrześcijańskiego świata czy też takie, których rozumienie zmieniało się przez wieki.

To sprawa doktryny, nie samego tekstu.
Słownik języka polskiego PWN podaje taką definicję doktryny:

 

 

system poglądów, twierdzeń i założeń z określonej dziedziny wiedzy.

 

 

Tak więc doktryna, to czyjeś poglądy i twierdzenia.
Powstała ona na podstawie pewnych założeń, jakie przyjęła osoba lub osoby ją tworzące. W przypadku doktryn chrześcijańskich, podstawą do ich powstania jest tekst Biblii. Są one oparte o niego, w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak są. To właśnie różni doktrynę od dogmatu, który jest tworem od Pisma oderwanym.

Słownik podaje taką definicję dogmatu:

 

 

– w teologii chrześcijańskiej: prawda uznana przez Kościół za objawioną przez Boga;
– twierdzenie przyjmowane za pewne i prawdziwe jedynie na mocy autorytetu osoby, która je wygłasza.

 

 

Sięgam tu często po słownik języka polskiego nie przypadkowo.
Słowa mają swoje znaczenie. Czasem nadajemy im prywatne, przenośne, które znamy tylko my i wtajemniczeni, ale używając jakiegoś języka w mowie i piśmie, obowiązuje normalna definicja słów, zrozumiała dla innych osób nim się posługujących.

By właściwie zrozumieć jakiś tekst musimy więc znać znaczenie pojedynczych słów, rozumieć język, w którym jest wypowiedziany lub napisany. To taka oczywista oczywistość lub jedna strona medalu. Rozumienie całego tekstu będzie prawdziwe jedynie wtedy, gdy znamy kontekst, czyli nie wyrywamy zdań ze środka, cytujemy jak nam pasuje. Takie zabiegi prowadzą do przekłamań, to zwykła manipulacja. Dzisiaj dość powszechna w mediach, które naginają rzeczywistość do z góry postawionej tezy.

 

 

Kontekst to podstawa dobrego rozumienia wypowiedzi człowieka ale i Boga.

 

 

Tak, Boga, bo skoro uznaję Biblię za swego rodzaju list, przewodnik skierowany do człowieka przez Boga, który ma mu pomóc zrozumieć jak żyć, co jest dla niego dobre, co tak naprawdę ma wartość, to nie mogę wyrywać sobie zdań, które mi odpowiadają, a pomijać tych, które nie pasują.

 

Czasem Biblia zawiera takie myśli, wersety, które są używane jako argument do walki z nią i z chrześcijaństwem.
Dzisiaj zajmę się jedną z par tego typu pozornie przeczących sobie wersetów.

Pierwszy z nich to Marek 9,40

 

 

Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami

 

 

Drugi to  para wersetów z dwóch Ewangelii opisująca to samo. Mamy więc Mt 12,30

 

 

Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.

 

 

I brzmiący tak samo z Łk 11,23

 

Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.

 

 

O czym mowa w pierwszym wersecie: „Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami„ – tak na pierwszy rzut oka?

 

Jak dla mnie, to o tym, że jeżeli ktoś nie jest moim wrogiem, nie szkodzi mi lub jest zwyczajnie neutralny, aż po nie obchodzę go zupełnie, ten na dobrą sprawę, jest po mojej stronie.
Czy jednak na pewno o tym mowa w tekście?
Nie da się mówić o tekście bez całego kontekstu, wićęc teraz dłuższy cytat z całą sytuacją, w której pada owo zdanie – Mk 9,38-41

 

Wtedy Jan rzekł do Niego: Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami. Lecz Jezus odrzekł: Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody.

 

 

Teraz widać już, że nie chodzi tu o kogoś, kto ma nas w nosie albo po prostu nie szkodzi nam. Jezus mówi w tym fragmencie o człowieku, który co prawda nie był jego bezpośrednim uczniem, który towarzyszy mu w wędrówce, ale kimś kogo dzisiaj określilibyśmy mianem fana.
To osoba zafascynowana Nim, działająca ewidentnie pod wpływem Jego nauki, chociaż nie należąca do najbliższej grupy uczniów, osoba, która nie dołączyła do Niego w wędrowaniu po ziemi Izraela. Ten człowiek wierzy Bogu i Jezusowi – bo jak powiedzieli uczniowie, „w Twoje imię wyrzucał złe duchy”.
Gdyby był tylko poszukiwaczem mocy, nieuznającym Jezusa za syna Dawida, syna Bożego, wielkiego proroka, Mesjasza, demony by go nie słuchały.
Przykładem ludzi, którzy próbowali użyć imienia jak zaklęcia chociaż nie znali Jezusa są synowie Scewy, których historia z wypędzaniem demonów jest zapisana w Dz 19,13-16

 

 

A niektórzy z wędrownych zaklinaczy żydowskich próbowali wzywać imienia Pana Jezusa nad tymi, którzy mieli złe duchy, mówiąc: Zaklinam was przez Jezusa, którego głosi Paweł. A było siedmiu synów niejakiego Scewy, arcykapłana żydowskiego, którzy to czynili. A odpowiadając zły duch, rzekł im: Jezusa znam i wiem, kim jest Paweł, lecz wy coście za jedni? I rzucił się na nich ów człowiek, w którym był zły duch, przemógł ich i pognębił, tak iż nadzy i poranieni uciekli z owego domu.

 

 

O czym mowa we fragmencie z Łukasza i Mateusza „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza„?

Tu zrozumienie nawet na pierwszy rzut oka wydaje się proste: jesteś z Jezusem i budujesz albo nie jesteś i psujesz.

Historia, w której pada to zdanie tak brzmi w Mateuszu 12,22-30

 

 

Wtedy przyniesiono do niego opętanego, który był ślepy i niemy; i uzdrowił go, tak że odzyskał mowę i wzrok. I zdumiony był cały lud, i mówił: Czy nie jest to Syn Dawida? A gdy to usłyszeli faryzeusze, rzekli: Ten nie wygania demonów inaczej jak tylko przez Belzebuba, księcia demonów. A Jezus, znając ich myśli, rzekł im: Każde królestwo, rozdwojone samo w sobie, pustoszeje, i żadne miasto czy dom, rozdwojony sam w sobie, nie ostoi się. A jeśli szatan szatana wygania, sam z sobą jest rozdwojony; jakże więc ostoi się królestwo jego? A jeśli Ja przez Belzebuba wyganiam demony, synowie wasi przez kogo wyganiają? Dlatego oni będą sędziami waszymi. A jeśli Ja wyganiam demony Duchem Bożym, tedy nadeszło do was Królestwo Boże. Albo jak może kto wejść do domu mocarza i jego sprzęty zagrabić, jeśli pierwej nie zwiąże mocarza; wtedy dopiero dom jego ograbi? Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto ze mną nie zbiera, rozprasza.

 

 

W tym fragmencie nie ma ludzi życzliwych Jezusowi ani obojętnych na Jego działanie. Mamy tu wrogo nastawione postacie, które nie rozpoznały w działaniu, nauce ani osobie Jezusa, syna Dawida, syna Bożego, proroka, Mesjasza ani nikogo wartego szacunku.
Oni oskarżają go o bycie pod wpływem złych duchów, korzystanie z mocy demonicznych. Te typki próbują podważyć to co robi Jezus i zniszczyć.

 

 

Dwa pozornie przeczące sobie fragmenty Ewangelii przeczytane z kontekstem okazują się mówić o różnych ludziach i sprawach.

 

 

W Marku mamy fana Jezusa, a w Mateuszu i Łukaszu wrogów.
Co warte zauważenia, w żadnym z nich nie ma mowy o ludziach obojętnych.

Gdy myślę o tych wersetach przychodzi mi do głowy taka konkluzja:

 

 


Nie ważne jak dziwny byłby fan Jezusa, bliżej mi do niego, niż do najbardziej pobożnie, żyjącego i dokładnie znającego tekst Pisma łowcy herezji, który nie umie rozpoznać Ducha Bożego w działaniu.


 

 

Te dwa zdania mnie przekonują do tego „bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie” i „Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.

To jednak moje zdanie i rozumienie tych fragmentów Pisma.

 

 


Każdy kto chce iść drogą jaką ono pokazuje, być uczniem Jezusa, musi sam je przebadać, przetrawić i zrozumieć. Łykanie doktryny – poglądów i sposobu rozumienia, jakiejś osoby czy denominacji, bez tego to skok na główkę do wody, której głębokości nie znamy. Raz się uda a drugi raz nie. Konsekwencje skoku jednak ponosi zawsze skaczący.


 

 

Biblia jest napisana językiem zrozumiałym, dość prostym. Czasem są opisane w niej wydarzenia, zwyczaje, których pełny i właściwy sens oraz znaczenie, można poznać dopiero zagłębiając się nieco w poznanie czasu i miejsca, o którym mowa. Nawet bez znajomości historii da się jednak nie wdepnąć w dziwaczną doktrynę utkaną przed wiekami lub całkiem nową, przez ludzi zafiksowanych na jakimś punkcie, idei.
Biblia, to taka dziwna księga, że nic co mogłoby stać się doktryną jeżeli ma mieć podstawy oparte na niej, nie występuje w jej tekście tylko raz.
Rozumienie zwyczaju, prawa, sens wydarzenia, zawsze można odnaleźć w innych księgach przyglądających się problemowi jakby z innej strony, czasem w innym czasie, miejscu.

 

Beata

 

 

2 komentarze

Zostaw komentarz