Psalm 127 chodzi mi po głowie. Właściwie to ten jego fragment:
„Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie.
Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.”
W codziennej gonitwie, pracy, krzątaninie i staraniach łatwo zapomnieć o tym, że wszystko jest nie w naszym ręku i nie koniecznie trzeba tego osobiście dopilnować, doglądnąć, padając przy tym na pysk ze zmęczenia i wypalenia.
No tak ale przecież tak trzeba, bo każdy jest kowalem swego losu, na wszystko trzeba zapracować, bez pracy nie ma kołaczy, weź swój los w swoje ręce, chcieć to móc itp. slogany mamy prawie wdrukowane w mózgi.
Przy tym całym staraniu byle korek na drodze wyautuje nas z szansy na dobry kontrakt – bo spóźnienie i przeszło pod nosem.
Byle mikrob uziemi w domu na dni a nawet tygodnie i cały plan podróży marzeń oraz kasa już w nią zainwestowana poszły sobie w niebyt.
Mam dalej wyliczać?
Myślę, że nie trzeba.
Mały pyłek jestem i niewiele mogę z jednej strony ale z drugiej jako osoba, która wierzy w Boga, o którym mowa w Biblii mam nie odpuszczać, bo
„wszystko, cokolwiek czynicie w słowie lub w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa, dziękując przez Niego Bogu Ojcu”. Kol3,17
Czyli jak należy, ile należy, z maksymalną starannością i poświęceniem.
Nie znaczy to jednak, że mam przy tym paść ze zmęczenia i zaszkodzić swojemu zdrowiu, bo
„Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” Koh 3,1
Z jednej strony rozbijam się znowu o zachowanie umiaru, z drugiej o konieczność posiadania tej bolesnej świadomości, że nie mam pod kontrolą wszystkiego, ba nawet ośmielę się powiedzieć, że mam niewiele.
Ktoś inny ma to wszystko w swoim ręku. Ten kto cały ten otaczający nas wszechświat wielki i mały, ze sprawami mega ważnymi i banalnymi, które dotykają żyjące tu istoty stworzył.
„Czyż nie sprzedają za grosz dwu wróbli? A jednak ani jeden z nich nie spadnie na ziemię bez woli Ojca waszego.” Mt 10,29
Jest i trzecia strona.
Życie jest po to by się nim cieszyć, być całym sobą tu i teraz, żyć całą piersią, czuć, mieć i doświadczać?
Czy może nie jest ważne samo życie jako cel, wszystko co może dać z radościami i smutkami, bo jest ono nie celem a drogą do celu?
Jezus powiedział, że jest drogą a nie celem.
Ciekawe.
W Biblii człowiek jest przedstawiany jako wędrowiec , pielgrzym przez życie, który to co ma dostaje jedynie, na krótko do użycia a nie na własność.
Ważne czy się dojdzie do celu czy może jednak istotne w jakim stylu tam dotrze konkretny delikwent?
Na ile się starać i wyznaczać sobie cele i plany na życie a na ile dać na luz i pozwolić by nas ono poniosło?
A jeżeli okoliczności to nie chwilowy chaos, na który się natykamy a drogowskazy, prowadzenie drogą, którą mamy iść tworzone dla nas przez Kreatora życia?
Beata
Brak komentarzy