Podstawowe pojęcia. Herezja

Herezja to po prostu inaczej myśleć niż ktoś, jakaś grupa. Wśród ludzi religijnych, wyznawców jakiejś doktryny, istnieją listy herezji wielkich, na które reagują gwałtownym sprzeciwem i mniejszych, czasem tolerowanych, jako dziwactwo, byle ich głosiciele nie zbliżali się za bardzo do innych ludzi. Niech sobie tacy tolerowani heretycy żyją w swoim getcie i nie starają się mieć kontaktu z normalnymi ludźmi.

 

Słownik języka polskiego podaje taką definicję:

 

Herezja to:
pogląd religijny sprzeczny z dogmatami religii panującej;
odstępstwo od powszechnie przyjętego poglądu.

 

 

Jak widzisz, znając tę definicję, łatwo być uznanym, za heretyka, wystarczy mieć swoje zdanie i się go trzymać. Heretyk według słownikowej definicji to człowiek głoszący śmiałe poglądy, sprzeczne z powszechną opinią.
Można nim zostać nawet przez takie pojedyncze, drobne zdarzenie, jak zgodzenie się w czymś z się kimś uznawanym za heretyka. Mniej istotne jest zwykle czy mówi on prawdę, ma rację, czy po prostu lubi to samo ciacho, co ty i wyartykułujesz to głośno, więc jesteś zarażony herezją, brudny.
Nie przesadzam, takie coś przytrafiło mi się nie raz.

 

Ciekawy przypadek mam z Szymonem Hołownią, z którym czasem się zgadzam, a czasem nie. Dość często coś, co mówi, a raczej pisze, pojawia mi się na facebooku z powodu dyskusji, jakie z nim toczą moi znajomi. Gość coś robi, a nie tylko gada i to jest plus dla niego, jednak okazuje się, że jego osoba budzi sporo emocji.
Śmiałam kiedyś głośno powiedzieć do znajomego, że nie zgadzam się z Szymonem i moim zdaniem widzi świat czasem przerysowany. Oberwało mi się, że jak śmiem krytykować go, skoro on robi to i to, a ja, za kogo się uważam!
No cóż, machnęłam ręką, przynajmniej poznałam gorącego fana Hołowni.
Jakiś czas później powiedziałam, że Szymon mądrze prawi w pewnym tekście. Tym razem usłyszałam, że jak mogę zgadać się z tym katolem! No i sama stałam się podejrzana – zarażona.

 

Heretyk zaraża przez samo bycie obok.
Najciekawsze, że to prawda, bo gdy stoisz obok osoby, która nie boi się mieć własnego zdania i poglądów, głośno je artykułuje i nawet ubiera się jak jej pasuje, a nie jak narzuca tradycja, zwyczaj czy system, chcąc nie chcąc włączasz myślenie.
Samodzielne myślenie jest groźne, bo zaczyna się człowiek wymykać nadzorcom poglądów, cenzorom dyktującym co można, a czego nie można. Grozi Ci wyrwanie się z matrixa. Jak dobrze ten film oddaje kontrolę myśli, jaką nad nami chcą sprawować politycy, religijni przywódcy czy szefowie.

 

Gdy wyciągamy własne wnioski i zaczynamy żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami z jednej strony, życie staje się prostsze, bo nie trzeba udawać.
Jednocześnie z drugiej strony jest trudniejsze, bo człowiek ma świadomość, że odpowiada za własne decyzje i nie zrzuci odpowiedzialności za własne błędy na nikogo.

 

Bywam nazywana heretyczką, ale zawsze w takich chwilach myślę sobie, że owszem jestem i żyję wśród heretyków, bo nie spotkałam jeszcze dwóch osób, które się z sobą zgodziły we wszystkim. Staram się kierować w życiu przepisem, jaki dał Jezus na wyławianie tych, z którymi mi po drodze i tych, którzy chcą mi raczej podstawić nogę.
Napisałam o tym w tekście „Kto z nami a kto przeciwko nam”.

 

Sprzeczności w Biblii. Kto z nami a kto przeciwko – czyli tekst nie ma sensu bez kontekstu.

 

Nie ma większego znaczenia, z kim z ludzi się zgadzamy a z kim nie. Na różnych etapach życia będziemy pewne sprawy rozumieć inaczej i z tego też warto zdawać sobie sprawę. To, co jest herezją według nas, będzie ulegało zmianom.
Najważniejsze jednak jest czy zgadzamy się w rozumieniu problemu, sprawy, wyznajemy takie wartości i mamy takie priorytety, jakie przewidział dla nas Stwórca.
To On jest jedyną osobą, z którą mamy się zgodzić, to On organizuje okoliczności, w jakich żyjemy, wybrał czas i miejsce, w którym pojawiliśmy się na świecie.
O ile szukanie lepszego zrozumienia Biblii przez poznawanie historii, języków, badanie samego tekstu, sprawdzanie jak rozumieją sprawy inni, jest ważne, to zawsze, ale to zawsze trzeba zdobyć własne odpowiedzi i ich się trzymać. Jeżeli nie mam odpowiedzi na jakieś pytanie, czegoś nie rozumiem, to po prostu nie rozumiem i szukam dalej. Daję sobie czas, a we właściwym momencie Bóg da mi zrozumieć, zobaczyć ścieżkę, którą mam iść.
Nie żyjemy jednak samotnie na świecie, a i człowiek potrzebuje innych. Chociaż bywa dobrze przez jakiś czas pożyć sobie jak samotnik na pustyni, to jednak jesteśmy stworzeniami społecznymi, powiązanymi z sobą widocznymi i niewidocznymi zależnościami, relacjami, potrzebami.
Otoczenie się ludźmi, którzy mają te same priorytety, ten sam fundament jest dobre i – tak dzisiaj powiem to już, że jestem pewna tego na 100% – a wręcz konieczne, by normalnie funkcjonować, by człowiek mógł dobrze żyć tu i teraz.

 

Ustalenie, co jest owym fundamentem, w którym muszę się z kimś zgodzić, bywa jednak trudne. Mnie zajęło to kilka lat. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest to tylko kilka punktów właściwie mocno związanych z sobą. Są to zasady/prawdy, zgodnie z którymi staram się i chcę żyć. Warto byś i Ty się zastanowił i ustalił, co jest Twoim fundamentem, drogowskazem, którym kierujesz się, gdy jest trudno, nie wiadomo, o co chodzi lub jest tak dobrze, że łatwo popłynąć w siną dal.

 

Dawniej więcej punktów było dla mnie tymi fundamentalnymi, ale z biegiem czasu, doświadczeń, jakie przyniosło życie, jest ich mniej. Paradoksalnie to nie ułatwia mi życia, bo ludzie lubią zwracać uwagę na szczegóły, sprawy drugo i trzeciorzędne. Nie tylko te związane z Bogiem i wiarą w niego, ale i te życiowe jak dieta, styl ubierania, miejsce, w którym żyjesz itp.
Credo, jakie widzę w Nowym Testamencie, dość mocno odbiega od tego, które ma stanowić fundament kościołów, grup i denominacji chrześcijańskich.
Jezus powiedział „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” oraz „Niech się nie trwoży wasze serce. Wierzycie w Boga, wierzcie i we mnie”– to wydaje się takie proste.
Jednak od razu pojawią się cenzorzy myśli krzyczący, „ale trzeba najpierw rozpoznać, kto jest naprawdę uczniem Jezusa! Trzeba odkryć heretyka.”

 

Sam, musisz zdecydować, co jest najważniejsze, co powoduje, że możesz być nazwany uczniem nie przez ludzi, ale przez Mistrza, przez samego Jezusa.

 

Beata

 

2 komentarze

  • Mariusz 27 sierpnia 2019 at 18:43

    Co sądzisz o takim podejściu, że bez znajomości starożytnych języków w których została spisana Biblia i historii nie należy brac się za jej interpretację ?

    • Podkop 28 sierpnia 2019 at 12:23

      Znasz jakiś język poza polskim?
      Sądzę, że tak.

      Czytasz teksty napisane pierwotnie nie po polsku a tłumaczone?
      Na pewno!

      Biblia — to, co nazywamy Starym Testamentem, już w czasach Jezusa istniała w trzech wersjach językowych: hebrajskiej, greckiej i aramejskiej. Ludzie ją czytający znali kolejne języki.

      Dzisiaj nawet nie znając starohebrajskiego czy greki jesteś w stanie dobrze zrozumieć tekst, nawet gdy tłumaczenie jest niedokładne. Wymaga to jednak włożenia pewnego wysiłku i sięgnięcia do interlinii, słowników. Takie czytanie Biblii to już studiowanie tej księgi.

      Zwykle najważniejsze rzeczy są przekazane prostym językiem, który nie zmienia się po tłumaczeniach. Na przykład przykazanie mówiące o tym, że należy kochać Boga całym sercem, że kto uwierzy w sercu, będzie zbawiony itd. Słowa są tu jasne, jednak jeżeli nie znasz symboliki i rozumienia serca, jakie funkcjonowało w tej kulturze i czasie, przełożysz to sobie na swoje rozumienie, właściwe dla człowieka żyjącego w XXI wieku w kulturze europejskiej lub euroamerykańskiej. Chociaż tłumaczenia dobrze oddają słowa, w słownikach też je znajdziesz, to nie zrozumiesz przekazu bez podstawowych informacji o tym, jak rozumieli te pojęcia ludzie piszący ten tekst.

      Sporo da się wywnioskować, przyjmując prostą zasadę, że „Biblia tłumaczy się Biblią”, to znaczy, że jeżeli coś jest raz napisane, to jest także inny tekst mówiący o tym innymi słowami i wszystko nabiera sensu. Nie zawsze jest jednak tak prosto.

      Dlatego, jeżeli chcesz, jako ciekawy człowiek poznać Biblię, trzymaj się blisko słowników, interlinii i badania starożytnej historii nie zapominając o pokorze, jaka jest wskazana, dla każdego badacza/naukowca niezależnie, co jest przedmiotem jego badań. Robiąc tak, masz spore szanse, że nie odlecisz w interpretacji.

      Jeżeli chcesz poznać Boga, o którym mówi ta księga, zacznij od prośby, by Cię prowadził w tym szukaniu. Odłóż do pudełka, wszystko, co wiesz o nim, co wpojono Ci przez wychowanie, naukę religii, co wydaje Ci się, że sam sobie już poukładałeś. Zamknij na klucz i nie zaglądaj tam, aż odnajdziesz Tego, kogo szukasz. Być może część a może prawie wszystko, co jest w pudełku, potwierdzisz i odnajdziesz ponownie, ale być może cały Twój świat wywróci się do góry nogami.
      W tym procesie Bóg poprowadzi Cię do miejsc, ludzi, książek i mniejszym lub większym stopniu zagłębi w to, co musi zrobić każdy studiujący Biblie.

      Piszę tekst o konieczności poznania świata, w jakim funkcjonowali ludzie, o których mowa w Biblii, ich życia, rozumienia symboliki i języka – to nie tylko słowa, ale i patrzenie na świat. W przyszłym miesiącu będzie na Kwadransie. Poznasz w nim dokładnie moje zdanie na ten temat i argumenty, jakie ma na jego poparcie.

Zostaw komentarz