7 sobota z Salomonem. Gdy dopadnie leń

Gdy dopada leń, a taki stan przytrafia się nie raz, nie dwa, każdemu, czasem ciężko zmobilizować się do jakiejkolwiek pracy i wysiłku a przyczyną owego lenia może być zwykłe zmęczenie materiału, gdy za dużo pracujemy. Bywa, że praca zawodowa, praca w domu plus jeszcze jakieś dodatkowe obowiązki powodują, że zwyczajnie jesteśmy wypruci i rano nie chce się podnieść nogi z łóżka nie mówiąc o reszcie kończyn i korpusiku zakończonym ciężką głową.
Gdy mamy zakodowany w sobie dosyć mocno pracoholizm, nazywamy taki stan przemęczeniem, leniem.

 

Jest to jednak coś zupełnie innego niż opieszałość w działaniu, ospałość, niechęć do podejmowania jakichkolwiek działań z motywacją „nie, bo nie”. Prawdziwy leń nie chce ruszyć palcem, chociaż tłumaczy to czasem pogodą – za zimno, za ciemno, za ciepło. Czas też bywa dobrą zasłoną dymną dla lenia – za wcześnie, za późno, za często.

 

Jest jeszcze coś takiego jak leń umiarkowany czy ukryty i to o nim mowa w pierwszym wersecie, jaki chce dzisiaj przytoczyć. Ten leń jest dość dobrze mi znany. Dopadł mnie i to nie jeden raz a skutki zawsze są takie same.

 

 

„Leniwy wyciągnie rękę do misy, ale do ust jej nie doprowadzi.” Przysłów 19:24

 

 

Jest to ulubiony werset mojego męża, który co jakiś czas przypomina go sobie i mnie. Zawsze w tym wersecie słyszę mocne echo wołające do mnie o dokończenie spraw.
Ta odmiana lenia dopada gdy zaczynam coś robić, sprawa jest w toku i w momencie tuż przed metą, zamknięciem projektu, kiedy mogłabym, że tak powiem spożyć owoce tej ciężkiej i długiej pracy, odpuszczam.
Dzieje się tak z różnych przyczyn.
Odpuszczam, bo jestem zmęczona. Odpuszczam, bo mi się znudziło. Odpuszczam, bo mnie zadanie przerosło – moim zdaniem oczywiście. Odpuszczam, bo jestem zbyt zakręcona tysiącem innych spraw i nie potrafię wszystkiego dokończyć w tym samym czasie.

 

Ten werset o nie doprowadzaniu ręki z łyżką pełną dobra do ust jest kubłem zimnej wody dla mnie, gdy popatrzę na swoje życie, ponieważ widzę takie sytuacje, kiedy nie miałam już siły, chęci lub motywacji, by coś dokończyć. Dojście do tego momentu, gdy przerwałam, kosztowało mnie bardzo dużo czasu, energii itd. ale nigdy nie zebrałam owoców swojej pracy. Ona po prostu przepadła albo stoi zamrożona i czeka na dobry moment, kiedy wreszcie ruszę się i dokończę ją.

 

Kolejny fragment z 6 rozdziału Księgi Przysłów mówi o człowieku ospałym, ot takim powolnym w działaniu, niekoniecznie leniwym, bo leń ma wiele twarzy 😉

 

 

„Do mrówki się udaj, leniwcze, patrz na jej drogi – bądź mądry: nie znajdziesz u niej zwierzchnika ni stróża żadnego, ni pana, a w lecie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm we żniwa. Jak długo, leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz? Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć: a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek – jak biedak żebrzący.” Przysłów 6:6-11

 

 

To złe rozpoznawanie czasu może spowodować katastrofę w sprawach zawodowych, relacjach z ludźmi, finansach, w czymkolwiek, co robimy. To także może być remont mieszkania zaczęty w niewłaściwym momencie, jak zmiana tynków późną jesienią czy dachu w listopadzie. To może być podróż, którą planujemy na czas, gdy czekają nas spore zobowiązania, z których trzeba się wywiązać.
Pamiętacie ten fragment z Kaznodziei, że wszystko na ziemi ma swój czas, jest czas na wojnę i na pokój, na łzy i na radość, na miłość i na smutek. Wszystko ma swój czas i dobrego rozpoznawania czasu bardzo chciałabym się nauczyć. Nie tylko ja mam taką potrzebę co widać w psalmie.

 

 

“Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca. “Psalm 90:12

 

 

Rozpoznawanie właściwego czasu na podejmowanie różnych działań, czasem na naukę, czasem na wcielanie tego, co wiemy już w praktykę, dotyczy nie tylko roku, nie tylko jakiegoś krótkiego okresu, ale całego życia i mądre jego wykorzystanie. Nim zaczniemy coś robić dobrze jest przygotować się do tego. Gdy już coś robimy, dobrze jest to doprowadzić do końca.
To są takie wydaje się banały, oczywiste oczywistości, ale czasem właśnie nie wiem czy to właściwy moment. Bywa, że odkładałam coś na później, bo nie były sprzyjające okoliczności, bo było za mało pieniędzy, bo byłam chora, bo jeszcze trzeba było wiele rzeczy zrobić i przekładałam na później orientując się w pewnym momencie, że minął czas, kiedy mogłam to zrealizować.
Nauczona takimi pomyłkami nie jestem zwolennikiem odkładania na później, ale mądrego rozstrzygnięcia czy jestem na coś już gotowa. Owszem, można się uczyć wiecznie i nigdy nie czuć w czymś dość dobrym by naukę wcielić w życie. Znam wielu takich ludzi, którzy przygotowują się wiecznie do czegoś, ciągle planują a nigdy nie zaczynają działać. Sama mam taką dziedzinę w życiu, kiedy ciągle się uczę, przygotowuje, poprawiam i ciągle uważam, że nie jestem gotowa żeby wyjść z nią do ludzi, chociaż wiem, że to jest pułapka, wiem że wielu rzeczy może się człowiek nauczyć dopiero w praktyce. Chcę zawsze pamiętać, że cokolwiek robię, to czas, którym dysponuję jest bardzo ograniczony.
To ta ograniczoność zmusza mnie do mądrego wykorzystania go.

 

Jak każdy chcę mieć bezpieczeństwo finansowe w życiu, nie martwić się ciągle o to, z czego zapłacę rachunki, za co kupię nowe buty czy chleb, mieć dach nad głową a od czasu do czasu połazić po górach, plaży czy mieście, które widzę pierwszy raz. By to osiągnąć trzeba zmusić siebie do pewnej systematycznej pracy, do pewnej powtarzalności działań, dopóki nie dotrę do końca.
Tutaj wskazówką jest kolejny fragment z Salomona, który mówi o zwolnieniu, drobnym odkładaniu na później nie całego projektu, pracy, ale takich mniej ważnych pozornie jego części, które pozwalają mieć złudzenie, że praca jest w toku i skończy się sukcesem.

 

 

„Szedłem koło roli próżniaka i koło winnicy głupiego: a oto wszystko zarosło pokrzywą, ciernie całą jej powierzchnię pokryły, kamienny mur rozwalony. Skierowałem uwagę, spojrzałem, zobaczyłem i wysnułem naukę: Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć, a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek jak biedak żebrzący.” Przysłów 24:30-34

 

 

Słowo „trochę” jest tutaj kluczem.
Osoby pracujące przy komputerze znają te chwilki przerwy, gdy sprawdza się wiadomości, zerknie na facebook, oglądnie filmik z kotami, kliknie na newsy z wiadomościami i mija godzinka. „Trochę” ukradło nam czas na pracę, zrobienie tego co istotne.
Owo „trochę” może dość skutecznie zbliżyć człowieka do zawaleniu terminu.
Nagle okazuje się, że Urząd Skarbowy czy energetyka wyciąga rączkę ze swoim rachunkiem do zapłacenia a tutaj w kieszeni hula wiatr.

 

Pamiętam, że

 

 

„Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie.” Psalm 127:1

 

 

jest napisane także” Mateusza 4:1-11 – to mądra wskazówka jaką zostawił nam Jezus, jak interpretować tekst Pisma, by nie odlecieć w doktryny jednego wersetu.

 

Ten sam, o którym mowa w psalmie jest tym, o którym mowa w przypowieści o talentach a ona mocno łączy się dla mnie z podejściem do mojego prywatnego lenia.
Talent to nie była umiejętność rysowania czy szycia, jak to często jest mówione w kazaniach na tej historii zbudowanych – Mateusz 25:12-28. Talent to była konkretna kasa, duża, którą obracano zarabiając jeszcze więcej. Chociaż zdolności, jakie mamy na pewno są takim majątkiem i skarbem powierzonym każdemu z nas przez Stwórcę, to możliwości, praca i sytuacje w jakich jesteśmy stawiani także są owymi talentami. Przykładanie się i dobre wykorzystanie ich to mądre obracanie talentami.
Zauważyliście, że sługa, który nic nie zrobił ze swoim pieniążkiem (tak wiem, że to było dużo złota Ile wart jest talent, a ile jest wart wdowi grosz – starożytne pieniądze) jest nazwany gnuśnym/leniwym?

 

Systematyczności i kończenia zaczętych spraw życzę sobie i Wam 🙂

 

Beata

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz