Nie biwakuj w ciemniej dolinie. Mam na imię Beata, a to jest część 9 serii „Co mną kieruje, co mnie kształtuje”.
Lato w pełni, dla wielu wakacje, czas urlopów. Pora wędrówek po górach, dolinach, łąkach, plażach. Niektórzy wędrują z plecakiem, rozbijają namioty lub zatrzymują się kamperami w dziczy. Tam, gdzie ludzi prawie nie ma, za to jest dużo natury w jej nieprzekształconej przez człowieka formie. Zielone doliny otoczone przez łagodne wzgórza lub strome szczyty gór, są najbardziej malowniczymi i najlepszymi do tego miejscami. Zazwyczaj płynie taka doliną jakaś rzeczka lub strumyk. Doliny to w zasadzie najlepsze miejsca do życia. Niekoniecznie te górskie, często wąskie i ciasne, ale te rozległe ciągnące się wzdłuż koryt rzek już jak najbardziej. Krainy mlekiem i miodem płynące, nawet te bajkowe są zazwyczaj dolinami.
Jest jednak jeden rodzaj dolin, w które lepiej nie wchodzić.
Wesja tekstowa cd niżej.
A jeżeli już się tam trafi, na pewno nie biwakować. Nie zatrzymywać się w nich, ale jak najszybciej opuścić. Takimi dolinami są kaniony i wąwozy o stromych wysokich ścianach, w których jest ciemno, które są wąskie. I w których właściwie jest możliwy tylko kierunek ruchu przed siebie lub w tył. Jeżeli się zatrzymasz w takim miejscu, to tak jakbyś czekał na duże kłopoty. Wystarczy, by padał deszcz gdzieś tam, nawet daleko od miejsca, w którym jesteś. Wody, z pagórków i gór spływają w takie kaniony czy wąwozy. Szybko ta ciasna dolina zmienia się w koryto rwącej rzeki.
Tu, gdzie mieszkam w głębokim na kilka metrów i szerokim na kilkanaście betonowym korycie płynie taka mała rzeczka. Zwykle ma metr czasem mniej a czasem trochę więcej szerokości a głębokość do kostek. Przy tej rzeczułce czy wręcz strumyku biegnie trasa rowerowa i spacerowa, popularna wśród tubylców w pogodne dni. Na dno koryta można zejść w kilku miejscach, znacznie oddalonych jednak od siebie. Swoje źródła rzeczułka ma prawie 20 km dalej, a na całej trasie wpadają do niej inne małe potoczki. Wystarczy, że niedaleko jej źródeł pada obfity deszcz, a w betonowe koryto wypełnia się gwałtownie rwącą głęboką na kilka metrów wodą. Rzeczka zmienia się w niebezpieczną górską rzekę. W pogodne dni to teren rekreacyjny, ale gdy są wiosenne roztopy lub jest deszczowo, trzeba zachować ostrożność i raczej nie zapuszczać się daleko od możliwego szybkiego wyjścia z betonowego koryta.
Ściany koryta mojej rzeczki są solidnie wzmocnione betonem, ale dzikie strumienie podobne do niej tego zabezpieczenia nie mają. Woda, może je podmyć, a to grozi osunięciami, ziemi na dno wąwozu.
Zapuszczanie się w kaniony czy wąwozy zawsze jest obarczone pewnym ryzykiem. Czasem jednak trafi człowiek tam niejako z przypadku. Włócząc się po okolicy, zbłądzi w coś, co zaczynało się jak urocza dolinka, a z czasem zmienia w ciasny wąwóz, z którego nie wiadomo jak wyjść. Można cofnąć się, ale przeszliśmy już kawał drogi więc szkoda, nogi już bolą. Można iść dalej, licząc, że kiedyś przecież skończy się lub próbować wdrapać na strome ściany.
Dobrze, gdy to stało się w dzień, łatwiej wtedy ocenić sytuacje, nie wpadać w panikę, ale co, gdy jest noc? Jedna z tych ciemnych, bezgwiezdnych, zimnych.
Robi się nieciekawie.
O takiej głębokiej dolinie, kanionie, w której ciemność jest gęsta jak smoła jest mowa w Biblii. Miejsce nie tyle fizyczne, ile duchowe. Słowo tsalmaveth – צַלְמָוֶת, które jest często tłumaczone jako dolina cienia śmierci, bo o nim mowa. Właściwie to powinno się użyć trochę innych słów w tłumaczeniu, bo ta „dolina” wprowadza w błąd, łagodzi wymowę obrazu, jaki daje to słowo. Wąwóz, kanion byłyby lepsze. Jednak to ciemności i ten cień śmierci są tu najważniejsze, głównymi bohaterami. Czasem tłumaczenia są trudne, bo trudno oddać znaczenia słów. To nie dotyczy tylko hebrajskiego czy greki, więc języków biblijnych, ale to dotyczy każdego języka. Słowo to pojawia się w jednym z chyba najbardziej lubianych psalmów, nie tylko przeze mnie. W Psalmie 23; 4
„Choćbym nawet chodził doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo ty jesteś ze mną; twoja laska i kij pocieszają mnie”.
To psalm, który niesie dużo nadziei, jest bardzo, bardzo optymistyczny. Przynajmniej ja go tak odbieram. Jest tam ten piękny werset 5 „Zastawiasz przede mną stół wobec moich wrogów, namaszczasz mi głowę olejkiem, mój kielich przelewa się”. Mówi o obfitości, a raczej o dostrzeganiu jej. Tak przynajmniej ja go rozumiem, ale o tym może innym razem.
Wrócę do tego wersetu czwartego. Tutaj chcę zauważyć jedną rzecz. Słowa psalmu to nie obietnica dana przez Boga, że będzie z nami w dolinie cienia śmierci dana nam przez Niego. To nie On nam ją daje. Nic takiego tu nie wybrzmiewa. Jest za to pewność, którą ma psalmista, że jego Bóg jest z nim w każdej ciemnej dolinie, którą spowija cień śmierci.
To taki drobiazg, który jednak zmienia zupełnie perspektywę.
Wspominam o tym, bo często spotykam się na kazaniach, w nauczania czy wykładach, że przywołuje się ten werset, jako obietnicę, którą Bóg daje ludziom. Obietnica, że Bóg nie opuszcza i nie zostawia swoich ludzi, jest w Biblii, ale nie tu, nie w tym miejscu. A ważne jest, żeby nie łapać Boga za słowa, których nie powiedział. W ogóle w Biblii jest stosunkowo niewiele słów, które mówi Bóg, dużo jest za to nadgorliwości ludzkiej, którzy nadinterpretowują te słowa i zrywają się do działania, rzekomo oczekiwanego przez Stwórcę. Naprawdę warto zwracać bardzo dużą uwagę na to co mówi Bóg, jakie i kiedy obietnice składa, z jakimi warunkami do spełnienia są one połączone.
Tym razem jednak, w tej dolinie cienia śmierci, ciężar pewności, że Bóg jest z człowiekiem, leży po naszej stronie. To jedna z najtrudniejszych lekcji czy doświadczeń, jakie przychodzi przeżyć. Sprawdza nas, naszą wiarę i jej prawdziwość w bardzo bolesny sposób. Nie ma tu miejsca na udawanie i gierki, oszukiwanie samego siebie.
Doświadczenie takiej doliny jest w Księdze Hioba. Tu nie chodzi o zwykłe kłopoty, problemy. Lądujemy w niej, gdy nie ma już nadziei i nawet najbliżsi tracą wiarę w jakikolwiek dobry koniec tego czasu mroku, jak żona Hioba, jak jego przyjaciele.
Być może byłeś kiedyś w tym miejscu, może właśnie w nie wchodzisz, a może nie wiesz, o czym mówię i obyś nie musiał tego poznać jednak… Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Nie wiemy tak naprawdę jak silne jest nasze zaufanie do Boga, wiara w to, że nas nie zostawia, prowadzi w każdych okolicznościach.
Byłam w niej, a w zasadzie mam ją tuż za plecami. Była tam śmierć, choroba, kolejna śmierć, dużo śmierci, dużo choroby, problemy finansowe i w zasadzie każde inne. Uczucie straszliwego osamotnienia i bezradności. To miejsce – duchowe – nauczyło mnie, że nie można się zatrzymać, nawet będąc krańcowo zmęczonym. Nawet wtedy, gdy niebo wydaje się być z ołowiu i nie czujesz, nie słyszysz Boga, nie zapominaj, że On jest.
Wierzę w Boga, wierzę Bogu, niezależnie od czasu, jaki mam, miejsca, w którym jestem – to najważniejsza decyzja w życiu.
Wolałam do Niego, często nie licząc nawet na odpowiedź. Psalm 107 z jego
„Siedzieli w ciemności i w cieniu śmierci, spętani nędzą i żelazem; Bo buntowali się przeciw słowom Boga i pogardzili radą Najwyższego. Dlatego upokorzył ich serce trudem, upadli, a nie było nikogo, kto by im pomógł. A gdy wołali do PANA w swoim utrapieniu, wybawił ich z ucisku; Wyprowadził ich z ciemności i z cienia śmierci, a ich pęta rozerwał. Niech wysławiają PANA za jego miłosierdzie i za cudowne dzieła wobec synów ludzkich”.
Powtarzałam to jak mantrę, by skupić się na nich, na Nim.
Chodzi o to by były powtarzane czasem mechaniczne, czasem pełne bólu, zwątpienia, czepienie się pewności, by nie stracić tej pewności, że On jest i koniec końców będzie wybawienie z Jego ręki. Nie wiem jakie, może przez życie, może przez fizyczna śmierć. Właśnie to jest niezatrzymywaniem się w dolinie cienia śmierci, nierozbijaniem tam biwaku w nadziei, że ona sama kiedyś się skończy, zniknie.
Będąc w tsalmaveth – צַלְמָוֶת można i trzeba zrobić to o czym mówi prorok Amos
„Szukajcie tego, który uczynił Plejady i Oriona, który przemienia cień śmierci w poranek i dzień w ciemności nocne; który przyzywa wody morskie i wylewa je na powierzchni ziemi, PAN jest jego imię” Amosa 5;8
Gdy czas mojej ciemnej doliny się kończył, przypomniałam sobie radę, jaką dostałam na początku mojej drogi za Jezusem, by uczyć się na pamięć fragmentów Biblii. W trudnych momentach one niejako same miały do mnie wracać i przypominać mi Boże obietnice, będą drogowskazem pokazującym jak przejść ten fragment mojej drogi z Panem. …i wiesz co, to zadziałało. Pamiętałam niewiele, bo przez lata nie powtarzałam zapamiętanych fragmentów, a jednak nawet ta garstka pomogła. Garstka która została w mojej pamięci, w mojej głowie.
Pomogła, bo nie straciłam wiary, że On jest. To jest fundament, podstawa. Nawet jeżeli nie masz pewności, jaki jest, czego od ciebie oczekuje, jak rozumieć słowa zapisane w Biblii po prostu szukaj Go.
„Szukajcie PANA, póki może być znaleziony; wzywajcie go, póki jest blisko. Niech bezbożny opuści swoją drogę, a człowiek nieprawy swoje myśli i niech wróci do PANA, a on się zlituje; niech wróci do naszego Boga, gdyż jest on hojny w przebaczeniu. Moje myśli bowiem nie są waszymi myślami ani wasze drogi nie są moimi drogami, mówi PAN; Ale jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi przewyższają wasze drogi, a moje myśli – wasze myśli. Bo jak spada deszcz i śnieg z nieba i już tam nie wraca, ale nawadnia ziemię i czyni ją płodną, czyni ją też urodzajną, tak że wydaje siewcy nasienie, a chleb jedzącym; Tak będzie z moim słowem, które wyjdzie z moich ust: nie wróci do mnie na próżno, ale uczyni to, co mi się podoba, i poszczęści mu się w tym, do czego je poślę”. Izajasz 55;6-12
Wiem, że gdy jest dobrze łatwo zapomnieć o tym, że całkowicie zależymy od Niego. Gdy jest źle zapomnieć, ile naszej pełnej uporu i pychy pracy w tym, ż wszystko tak koncertowo zepsuliśmy, a później wymachiwać do Niego piąstkami i oskarżać, że nas nie ubezwłasnowolnił, gdy dokonywaliśmy złych wyborów.
Nigdy jednak nie zapominaj, że On jest.
Zawsze jest. W każdej sytuacji jest i to jest podstawa. Bez tego nie pójdziesz dalej, jeżeli chcesz iść przez życie i dojść do celu do jakiego jesteś tutaj powołany.
Brak komentarzy