Strach napędza gospodarkę, media, kieruje decyzjami podejmowanymi przez zwykłego człowieka i tego znanego z pierwszych stron gazet. Są strachy, na które nie jest odporny prawie nikt i takie, które dopadają nas tylko w pewnym wieku, miejscu czy sytuacji. Strach to także doskonale sprawdzające się od stuleci narzędzie do kierowania ludźmi. W naszych czasach główny, by nie powiedzieć jedyny, bo cała reszta innych środków inżynierii społecznej jest dzisiaj mniej istotna, gdy ma dotykać narodów, kontynentów. No może poza małymi kłamstewkami, tak niewinnymi z pozoru, że nieistotnymi a działającymi z mocą kropli co to drąży skałę.
Strach ma wiele odsłon i kolorów.
Ten najczęściej spotykany pojawia się, gdy nic nam nie grozi, słyszymy tylko wieści o wydarzeniach i sprawach, których nie chcemy doświadczyć. To rodzaj strachu wykorzystywany, by kierować całymi narodami.
Wiadomości o wojnach, przewrotach, zamachach, nie schodzą z pierwszych stron mediów, głównych ramówek wiadomości. To całkiem normalne, że boimy się wojny, zniszczenia, bólu i śmierci, które ona z sobą niesie.
Jednak jaki sens ma ciągłe życie w strachu przed jej nadejściem?
Nie wiemy, kiedy, skąd ani jak nas dotknie.
Wiele narodów na świecie od zakończenia II wojny światowej żyje względnie spokojnie. Są jednak i takie, które w tym czasie nie doświadczyły dłuższego okresu pokoju. Nie tylko Bliski Wschód jest w stanie ciągłej wojny lub zagrożenia jej wybuchem. Nawet Europa ma swoje zapalne punkty w bałkańskim kotle. Co kilka dekad wybuchają tam konflikty etniczne, wojny domowe, krwawe zamachy. Chciałabym wierzyć, że ludzie współcześnie żyjący są mądrzejsi o doświadczenia poprzednich pokoleń oraz własne i nie będzie kolejnej powtórki z lat dziewięćdziesiątych na ziemiach dawnej Jugosławii.
Chciałabym wierzyć…
Ulubione tereny wakacyjnych wypraw nie tylko Polaków, to ziemie, gdzie od wieków tli się zarzewie wojny. Ono znowu wybuchnie wielkim płomieniem, to tylko kwestia czasu. Nie dlatego, że ludzie tego chcą.
Jednak w pewnym momencie znowu zaczną się bać siebie nawzajem, bo od strachu i uznania innych za zagrożenie dla siebie zaczynają się podziały, pogromy, wojny. Wybuchnie, bo to dobre miejsce, by ją zaczynać, prowadząc całkiem inną grę. Grę o władzę nad gospodarką, wpływy, którą zauważamy, ucząc się o przyczynach wybuchy konfliktów w przeszłości. Nie chcemy dostrzegać tej samej partii polityczno-gospodarczych szachów, toczącej się w naszych czasach.
Historia uczy o nas, tym jak funkcjonuje świat. Jednak niewielu uczy się historii.
Tak, wiem, jest nudno i źle uczona, zniechęca litanią dat i nazwisk. Brak pamięci o przeszłości, tym co było, jak sobie z trudnymi czasami poradzili nasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, powoduje, że strach opanowuje nas, gdy na horyzoncie zamajaczy to, co już wielokrotnie było i minęło.
Czy jest sens bać się tego co będzie nie wiadomo kiedy i jak nas dotknie?
Czy nie lepiej cieszyć się tym spokojem, który jest teraz i ewentualnie przygotować w rozsądnym stopniu na ciężkie czasy?
Napisałam w rozsądnym stopniu, bo życie w obsesyjnym trybie ciągłego przygotowania do nadchodzących złych czasów, z wojną, klęskami żywiołowymi, tak naprawdę utrzymuje nas w lęku. Zawsze jest się nie dość dobrze przygotowanym, nie mamy wszystkich informacji skąd, kiedy i jaki rodzaj katastrofy na nas spadnie.
Zawsze komuś zależy byśmy w takim stanie trwali. To napędza pewne gałęzie gospodarki, pozwala na ograniczania praw jednostki, która odpowiednio mocno przestraszona, odda swoją wolność za obietnicę ochrony. Tak popada się w niewolę.
Tak z wolnych ludzi uprawiających swoją ziemię, hodujących swoje zwierzaki, stworzono chłopów pańszczyźnianych przypisanych do ziemi, faktycznie niewolników.
Jest rodzaj strachu, lęku, którego brak świadczy o zaniku instynktu samozachowawczego. Ten rodzaj strachu lepiej oddaje słowo respekt.
Nie pojawia się on często, a nawet powiem, że dzisiaj jest na wymarciu.
Respekt przed siłami natury, to nie wchodzenie na szlak w górach, gdy szaleje tam burza.
Pamiętasz kilka lat temu burzę w Tatrach, gdy na Giewoncie zginęli ludzie, a rannych było półtorej setki?
Burza zbliżała się, było ją słychać. Ci, którzy znają góry, jak najszybciej schodzili z nich, podczas gdy inni lekceważyli grzmoty i wspinali się nadal. Później była już tylko panika.
Respekt przed człowiekiem wynika po części z szacunku do niego, a po części ze świadomości własnej niewiedzy o tym kto jest kim, co się dzieje, w czym bierzemy udział, czego nie widzę, a ma na moje życie wpływ.
Piszę o szacunku, bo zdarzyło mi się wiele razy widzieć, jak lekceważone są osoby starsze. Ba, jako nastolatka sama sądziłam czasem, że wiem lepiej, poradziłabym sobie lepiej itp. – ot taka ułomność młodości dotykająca niestety nas masowo.
Łatwo nie widzieć w staruszku bohatera wojennego, kogoś, kto przetrwał przesłuchanie na Gestapo i nikogo nie wydał.
To jednak nadal ta sama osoba, a ja jak otwarta w udzielaniu informacji byłabym, gdyby wyrywano mi na żywca kolejny paznokieć?
Pewien niepozorny, niski mężczyzna po czterdziestce, niewyróżniający się niczym szaraczek w kolejce, okazał się ratownikiem górskim, który wiele razy już poszedł po zagubionych. Wychodząc na szlak, mogę kiedyś potrzebować jego pomocy, by przetrwać.
Respekt przed nieznajomym to objaw mądrości, bo nie wiem z kim mam do czynienia.
Są ludzie mającym władzę w swoim ręku. Tacy, którzy mogą mocno skomplikować mi życie, a w pewnych sytuacjach nawet je odebrać. Nierozsądne jest skakać im do oczu jak młody kogucik i grozić.
Respekt to szacunek i lęk w jednym, to rodzaj strachu, który wyznacza mi tego kto jest moim Panem.
Pan ustanawia prawa, których przestrzegam, ustala priorytety, jakie szanuje.
Wrócę do tego staruszka przesłuchiwanego przez Gestapo.
Przetrwał i nie wydał nikogo, bo uznał, że nie on jest najważniejszy, że życie innych, sprawa, o którą walczą, jest ważna. Ważniejsza niż jego ból, życie, a gdy wytrwa, będzie miał swój udział w zwycięstwie.
Ile razy czytam o ludziach, którzy nie ugięli się podczas przesłuchań prowadzonych przez różne parszywe instytucje czy organizacje w dziejach, czy pod naciskami szantażu, zastanawiam się, gdzie jest moment, w którym ja bym się poddała, jakiego ciężaru, jakiej trudnej decyzji nie byłabym w stanie udźwignąć?
Strach przed stratą ma tu ogromną rolę. Ból, śmierć, utrata bliskich, dobrego imienia, majątku, dachu nad głową – strata może mieć różne imiona. Lekcja Hioba jest tu czymś, co uczy o stracie i respekcie tego, którego uznawał za swojego Pana, Boga.
Na wieść, że stracił dzieci, ludzi i majątek powiedział tylko i aż
„Nagi wyszedłem z łona swojej matki i nagi tam powrócę. PAN dał, PAN też wziął, niech imię PANA będzie błogosławione”. Hiob 1;21
Strach przed stratą przestaje mieć moc nad człowiekiem, gdy uzna on, że wszystko, co ma, jest tylko mu użyczone na pewien czas. Dawca tego jest tak naprawdę jedynym Panem wszystkiego. Brzmi staromodnie, uniżenie, pachnie jakimś umartwianiem – pomyślą niektórzy.
Jednak w tym jest klucz do uwolnienia się od wszystkich strachów świata.
Wyznacza Pana, przed którym mam tak naprawdę respekt.
Jest w Biblii piękna deklaracja, manifest, mówiący o tym. Jednak, według mnie, często jest on opacznie odczytywany. Tym manifestem jest Psalm 23. To nie są słowa mające pocieszać zestrachanych – dla nich jest wiele innych.
To deklaracja wygłoszona z podniesioną głową i obowiązująca nawet w czasach, gdy dotyka wypowiadającego ją lekcja Hioba.
„PAN jest moim pasterzem, niczego mi nie zabraknie.
Sprawia, że kładę się na zielonych pastwiskach, prowadzi mnie nad spokojne wody.
Posila moją duszę, prowadzi mnie ścieżkami sprawiedliwości ze względu na swoje imię”.
Pan jest tym, którego praw i zasad przestrzegam. Daje mi wszystko, czego mi potrzeba w mojej drodze przez życie.
Ufam, że mnie zaopatrzy, nawet gdy doświadczam braków. Wzmacnia mnie.
Postępuje zgodnie z Jego standardami i prawami, ze względu na to, że to On jest tu Panem, nie ja.
„Choćbym nawet chodził doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo ty jesteś ze mną; twoja laska i kij pocieszają mnie”.
Nie ulęknę się nawet śmierci, bo wiem, że jesteś ze mną, będę Ci wierny.
„Zastawiasz przede mną stół wobec moich wrogów, namaszczasz mi głowę olejkiem, mój kielich przelewa się.
Zaprawdę dobroć i miłosierdzie pójdą w ślad za mną po wszystkie dni mego życia i będę mieszkał w domu PANA przez długie czasy”.
Ufam Ci Panie!
W Psalmie 56;12 padają słowa „Bogu ufam, nie lękam się; Cóż mi może uczynić człowiek?” i „Ilekroć strach mnie ogarnia, ufam tobie” w Psalmie 56;3.
Powiedzieć amen na to, z pełną świadomością nie jest łatwo, bo oznacza, że moje zaufanie do Boga jest większe niż jakikolwiek strach, który mnie dotyka.
Ten werset oddaje najlepiej to o jak dużym zaufaniu mowa
„Choćby wojsko rozbiło naprzeciw mnie obóz, moje serce się nie ulęknie; choćby wojna wybuchła przeciw mnie, nawet wtedy będę ufał”. Psalm 27;3
Strach wyłącza nas z działań, pracy, życia, a w konsekwencji cieszenia się ich owocami, dobrymi darami, jakie mamy od Stwórcy w tym pięknymi chociaż czasem groźnymi górami.
Jak powiedział mądry król
„Kto zważa na wiatr, nie będzie siał, kto śledzi bieg chmur, nie będzie żął”. Koheleta 11;4
A przecież skoro ufam Panu, to wiem, że
„Nie dał nam bowiem Bóg ducha bojaźni, lecz mocy i miłości, i zdrowego umysłu”. 2 Tymoteusza 1;7
Pamiętam, że
„Strach przed człowiekiem zastawia sidła, ale kto ufa PANU, będzie bezpieczny”. Przysłów 29:25
Chociaż nie znaczy, że będzie łatwo, bo
„Ale jeśli nawet cierpicie dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie bójcie się ich gróźb ani się nie lękajcie”. 1 Piotra 3;14
Jaki wpływ mają na mnie wszystkie strachy świata?
Na ile wszechobecne wieści o wojnach, katastrofach, kryzysach, chorobach maja wpływ na moje wybory?
To trudne pytania gdy chce na nie uczciwie i szczerze odpowiedzieć.
Beata
Brak komentarzy