Jeżeli Pan domu nie zbuduje — czyli nic na siłę

Od kilku dni mam w głowie słowa Psalmu 127:

 

 

„Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.”

 

Robię czasem coś, co nie przynosi owocu, z czym nie czuję się dobrze. Wykonuję pracę, która idzie jak po grudzie. Przykładam się, staram, wkładam w to serce, czas, pieniądze a jakbym stała w miejscu, lub – co gorsza – jakby to wysysało ze mnie siły, zapał, emocje nie dając w zamian nic.
Ciągnę sprawę, ponieważ zależy mi na tym czymś, chce tego.

 

Ja tego chcę, ale czy to, aby na pewno jest dla mnie?
Czy osiągnięcie tego wymarzonego celu jest dla mnie dobre?

 

Bywa, że czuję w głębi duszy, że pcham się gdzieś, gdzie nie powinnam być tylko dlatego, że tak wypada, należy. Może to być cokolwiek jak na przykład kolejny kurs podnoszący kwalifikacje, spotkanie z kimś, kto wpływa toksycznie — jak to trafnie się dzisiaj nazywa, kradnie czas, emocje nic nie dając z siebie.

 

Gorzej, gdy jak uparty osioł brnę w coś, oczekując przełomu, który nawet nie tli się lichym płomieniem na horyzoncie. To te sprawy zwykle należą do grupy moich prywatnych chciejstw, które pochłaniają lwią część myśli, energii i czasu, o których mowa w psalmie:

 

„Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna — dla was”.

 

Ciężko przyznać, że nad czymś, w co się angażuje nie ma błogosławieństwa. Oczywiście mogę oślim uporem przeć dalej do przodu, ale to zwykle się kończy źle lub bardzo źle dla mnie.
Co takiego złego w zrobieniu kariery, zarobieniu wielkich pieniędzy czy popularności?
Nic, tylko niewielu umie sobie radzić na szczycie tak, by nie stracić tego, co ważne.
Co złego w spokojnym życiu, ciesząc się rodziną, otoczeniem, nie wychylając z tłumu, bezpiecznie idąc do przodu?
Nic, tylko czasem trzeba się wychylić, by coś powiedzieć, zwrócić uwagę na coś, zgodzić na awans biorąc na siebie całe ryzyko z tym związane po to, by móc mieć większy wpływ na zmiany, by przepchnąć dobre zmiany.

 

Każda wersja życia jest dobra, ale niekoniecznie każda jest dobra dla mnie i nie każdej chcę.
To, czego chcę, a to, co jest dla mnie dobre nie w moich oczach, oczach kumpli, rodziców czy sąsiadki, ale Stwórcy, to często całkiem inne wersje mojego życia. Najtrudniej samemu uczciwie odpowiedzieć sobie, dlaczego ciągnę coś, o czym z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wkładam w to maksimum staranności, pasji i czasu, a nie daje to owoców.
W takich projektach, sprawach, relacjach ciągniętych z oślim uporem przypominających syzyfowe pchanie kamienia pod górę, warto dać sobie konkretny termin, którym zostawiamy to, nie oglądjąc się na włożony w to wysiłek, po prostu powiem koniec.
Być może za jakiś czas, gdy coś się zmieni we mnie, będzie to dobre, będzie miało sens, zobaczę nad tym błogosławieństwo – wyda owoce.
Teraz jednak lepiej potraktować poważnie tę przypowieść:

 

 

„I opowiedział im taką przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy. Przyszedł i szukał na nim owocu, lecz nie znalazł. (Wtedy powiedział do rolnika: Oto od trzech lat przychodzę, szukając owocu na tym drzewie figowym, lecz nie znajduję. Zetnij je, bo po co ziemię na darmo zajmuje? Lecz on mu odpowiedział: Panie, zostaw je jeszcze na ten rok, aż je okopię i obłożę nawozem. Może wyda owoc, a jeśli nie, wtedy je zetniesz”. Łukasza 13:6-9

 

 

Drzewem nie przynoszącym owocu jest tu dla mnie jednocześnie i cel, do którego dążę i moje życie, które on pochłania.

 

Lepiej bym nie zdobyła szczytu, na który wdrapuję się tylko przez swój własny upór, samozaparcie i pomysł na życie.
Życie nie jest po to, by osiągać kolejne cele, pokonywać własne ograniczenia. Gdy na życie spojrzę, jako dar od Stwórcy, a nie zadanie czy projekt do wykonania zaczyna ono wyglądać inaczej. Inne sprawy są ważne, być znaczy więcej niż mieć. Jedyne co naprawdę mam to czas a on biegnie sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem.
Z każdą chwilą mam go coraz mniej.

 

 

Czas nie pieniądz

 

 

Dokonać dobrych wyborów, nie trwonić czasu, jaki mam na przysłowiowe kopanie się z koniem czy spełnianiem czyichś wizji mojego życia – to podstawa sukcesu, by gdy przyjdzie mi odejść, móc o sobie powiedzieć, że dobrze przeżyłam życie, wykorzystałam czas, jaki był mi dany.

 

Beata

 

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz