Kościół to gra zespołowa. Chociaż każdy z ludzi wierzących w Boga Biblii i będących uczniem, naśladowcą Jezusa, którego uważa za swojego Pana, jest chrześcijaninem, to jednak nie jesteśmy powołani do solowych występów. Obojętnie czy rozumiemy kościół jako wspólnotę czy jako ciało, zawsze jednostka jest rozumiana, jako cześć większej całości. Jako swego rodzaju trybik w skomplikowanej maszynie.
Wspólnota
Wspólnota, społeczność to takie ładne słowa, których znaczenie praktycznie poszło w zapomnienie. Wspólnota to nie całkiem to samo, co „wszystko jest wspólne” a mówiąc prosto „co jest twoje to jest moje, ale co jest moje to nie ruszaj!”. Wspólnota w Chrystusie to swego rodzaju korzenie, pochodzenie i przyszłość, która ma łączyć ludzi. Oznacza to troskę o cudze dobro jak o własne. Tak ja to rozumiem, słownik tak:
Wspólnota
1. odznaczanie się wspólnymi cechami, wspólne posiadanie lub przeżywanie czegoś;
2. to, co łączy, zespala;
3. grupa osób związana wspólnym pochodzeniem, wspólną kulturą lub wspólnymi interesami, wspólną własnością.
Społeczność
Być w społeczności, mieć z kimś społeczność – dla mnie to bycie częścią większej całości, która ze sobą współdziała, współpracuje i jest połączona na wielu różnych płaszczyznach. To już blisko do rozumienia kościoła, jako ciała.
Ciało
Nie muszę mówić, że ciało to połączone ze sobą tysiące tkanek, naczyń, miliony różnych komórek, które muszą zgodnie współpracować, by ich praca miała sens i przynosiła oczekiwany efekt – zdrowe ciało. Co się dzieje, gdy któraś słabnie, jest uszkodzona lub chora, wie każdy z własnego doświadczenia – cała reszta musi walczyć, by wszystkie wróciły do normy. Najgorzej jest jednak gdy część komórek zostaje uznana przez organizm za intruza. System odpornościowy, zamiast zajmować się prawdziwymi problemami organizmu atakuje własne tkanki. Taki stan zna każdy, kto musi borykać się z chorobami autoimmunologicznymi (autoagresji). Nie ma na nie lekarstwa, bo nie są właściwie chorobą. W tym wypadku to organizm stracił zdolność prawidłowej oceny, kto wróg a kto swój. Im mocniej angażuje się w walkę z własnymi tkankami, organami, tym bardziej osłabia całość.
Choroba autoimmunologiczna Ciała Chrystusa
Widzę taką chorobę, gdy patrzę na współczesny kościół rozumiany nie jako zarejestrowane organizacje wyznaniowe, z rozbudowaną mniej lub bardziej strukturą i doktryną, ale jako zbiór pojedynczych ludzi idących za Jezusem. Nie ma dla mnie znaczenia jaki kolorek lub etykietkę ktoś sobie przypina, lub inni mu nadają. Ważne jest to, co on sam myśli, mówi, robi i dlaczego.
Niestety każda inność, zachwianie w poprawnym odklepywaniu dogmatów, doktryn, oficjalnych kościołów, jakie potworzyli sobie ludzie, powoduje atak. Nie atakują go ludzie spoza tzw. wierzących, ale ci ze środka. Ostracyzm i zadziobanie kogoś, bo ma nie takie ciuchy, za dużo chce śpiewu na nabożeństwie, podnosi ręce lub ich nie podnosi, są na porządku dziennym. Widziałam to zbyt wiele razy, jak łamano ludzi, by ich wcisnąć we własne ramy prawa wewnętrznego kościoła, jak łatwo piętnowano mianem heretyka kogoś, kto wierzył ciut inaczej. Strach przed zwiedzeniem namnożył dogmatów, doktryn, tradycji i praw, które są lata świetlne od tego, co zawiera Biblia, za to dają pretekst do ataku na swoich. Zastanawiałam się, co jest tą pierwotną przyczyną, że tak łatwo szufladkujemy ludzi za pomocą etykiet, jakimi są kościoły, do których chodzą, zamiast pytać co jeden z drugim Kowalski czy Kowalska tak naprawdę myśli, w co wierzy, dlaczego wybrał/a ten a nie inny kościół.
Ten atak na ludzi wewnątrz, identyfikujących się z Biblią, nauczaniem Jezusa osłabia Kościół Chrystusa, a to on jest jedynym prawdziwym. Wszystkie te stare i nowe denominacje, ortodoksyjne, katolickie, wschodnie, protestanckie, koptyjskie itd. są tylko naszymi ludzkimi pomysłami na zamknięcie w ramy, jakie sami narzucamy ludziom chcącym poznawać Boga, być uczniem Jezusa.
Credo
Credo w swoim zamyśle miało zawierać podstawowe wyznanie wiary chrześcijanina. Powstawały jednak w ciągu wieków owe creda jedno za drugim. Owszem są takie, które wiele dzisiejszych kościołów uznaje za swoje podstawy. Podkreślam tu słowo dzisiejszych, bo historię, także tę kościoła, piszą zwycięzcy. Przegrani rzadko mają głos za to często są oczerniani, przedstawiani, jako złe wilki z wielkimi zębami. Dzieje świata uczą jednak, że zwycięzca nie znacz ten dobry a przegrany ten zły.
Gdyby tak wyrzucić z credo chrześcijanina wszystko, co powciskały tam instytucje kościelne od czasu, gdy kościół stał się państwowy, a chrześcijaństwo religią wspieraną przez królów, co zostanie?
Na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć.
Mnie zostało niewiele, praktycznie tyle, co w tym wersecie:
„Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie!” Jana 14,1
Nie chciałabym nigdy być na tyle ślepa, by mylić swoich ludzi z wrogiem. By mylić jakichkolwiek ludzi z prawdziwym wrogiem.
Dla mnie nie ma większego zwiedzenia i zła, jakie można siać w ciele Chrystusa niż autoimmunologiczną chorobę kościoła.
Beata
Tak z ciekawości- należysz lub bywasz w jakimś zorganizowanym kościele? Uważasz, że da się być samotnym chrześcijaninem, czy trzeba koniecznie utrzymywać relacje z innymi wierzącymi? Fajnie byłoby, gdybyś podzieliła się swoimi poglądami na ten temat 🙂
Czym jest kościół i chrześcijaństwo piszę tu nie raz 🙂
Skoro mamy funkcjonować jako społeczność, jedno ciało, to jesteśmy związani ze sobą czy to widzimy, czy nie.
Owszem mogą być okresy, gdy z różnych powodów ktoś jest sam, ale to nie jest normalny stan ucznia Jezusa.
Mamy mieć ze sobą relacje. Tu jednak pojawia się pewne proste prawo: „nic na siłę”. Relacja o której ja mówię jest oparta na wzajemnej trosce, wsparciu, a nie zaliczaniu nabożeństw, grup domowych i zebrań członkowskich.
Zaspokajając Twoją ciekawość 🙂
Mam grupę ludzi, z którymi tworzymy wspólnotę i mamy relację, o której mówię. To mój kościół.
Tak, bywam co jakiś czas w zarejestrowanych, formalnych kościołach.
Piękne i proste. Dziękuję.