Podstawowe pojęcia. Posłuszeństwo władzy

Posłuszeństwo władzy, uległość i poddanie wobec niej, jakakolwiek by nie była, bo jest tam z woli Boga – takie nauczanie słyszałam w kościołach różnej denominacji. Biczem na nieposłusznych chrześcijan, nieokazujących dość szacunku i poddania władzy, jaką mają nad sobą czy to tej — nazwę ją — kościelnej czy państwowej, zwykle jest pewien krótki cytat z listu Pawła.

 

 

„Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia.” Rzymian 13:1-2

 

 

Wycięte w ten sposób kilka zdań sprawia wrażenie, że Bóg oczekuje, by człowiek był zawsze posłuszny każdej władzy, bo czyż tak to nie brzmi?

 

Zgodnie z tymi kilkoma zdaniami nie ma władzy, która by nie pochodziła od Boga. Co za tym idzie te, które są już na świecie, zostały ustanowione przez Boga — to zdanie jest prawdziwe i jest fałszywe jednocześnie. Jego zrozumienie i ocena zależy w dużej mierze od tego, jaka doktryna będzie przyświecać osobie, która je czyta.

 

Każda władza pochodzi od Boga, bo wszystko, co się dzieje na świecie, jest dopuszczone przez Boga, dzieje się za wiedzą Boga. Taka jest konsekwencja tego, że Bóg ma władzę nad wszystkim, więc nie ma możliwości, by coś miało się Mu spod kontroli wymknąć, stać bez jego wiedzy, zgody.
Przecież nawet Szatan, chcąc dotknąć Hioba cierpieniem, musiał najpierw uzyskać zgodę od Stwórcy na swoje działanie. Bóg wyznaczył mu też granicę, do której może się posunąć, doświadczając nieszczęsnego Hioba.

 

Jeżeli wierzę w predestynację absolutną, gdy nikt poza Stwórcą na nic nie ma wpływu, a nasza wola jest zupełnie nieistotna, wszelki bunt przeciw zastanemu porządkowi można traktować, jako bunt przeciw Bogu.
Jeżeli dopuszczam, że człowiek ma możliwość dokonania wyboru, nawet w ograniczonym zakresie, ale jednak, może o czymś decydować, to ten fragment zaczyna brzmieć inaczej. Zwłaszcza gdy przeczytam go nieco szerzej.

 

 

„Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest, bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle. Należy, więc jej się poddać nie tylko ze względu na karę, ale ze względu na sumienie. Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd. Oddajcie każdemu to, co mu się należy: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu uległość – uległość, komu cześć – cześć. Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo”. Rzymian 13:3-9

 

 

Nie napisałam, że człowiek ma wolną wolę a wybór. Wybór to decyzja podjęta przez człowieka, mimo że nie jest całkowicie wolny od wpływu czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Różne rzeczy mają na nas wpływ, sterują naszymi wyborami. Wolna wola zakłada zaś, że nic nie wpływa na decyzje człowieka. Nie trzeba tu dużo kombinować, by wiedzieć, że wcześniejsze doświadczenia, antypatie czy sympatie, samopoczucie w danym momencie, grają ogromną rolę w tym, co wybieramy, jakie podejmujemy decyzje.
Środowisko, w jakim żyjemy, dzieciństwo, jakie mieliśmy, stan zdrowia, determinują wiele z nich.

 

Decyzje podjęte impulsywnie, gdy emocje grają pierwsze skrzypce to nie tylko zakupy, spontaniczne wyjazd w góry czy chlapnięte bez przemyślenia deklaracje – pewnie znasz to z własnego doświadczenia. Decyzje bywają podjęte wbrew sobie — takie też chyba każdy podejmował w życiu. Mnie się to zdarzało. Mam pełną świadomość popartą własnym doświadczeniem, że wolę do wykonania wielu rzeczy mam, ale wolna to ona nie jest. Muszę się skupić i starać, by różne czynniki nie wywarły wpływu na mnie przy dokonywaniu wyborów, podejmowaniu działań. Zwykłe zmęczenie, lęk czy brak dostatecznej wiedzy o czymś, jakieś zahamowania, mogą doprowadzić do rezygnacji z czegoś istotnego.

 


Ten medal ma jednak jeszcze jedną stronę – moje wybory, słowa, działania, obecność, może mieć wpływ na wybory innych ludzi.


 

Są w dziejach ludzkości postacie, które miały władzę, czasem prawie absolutną, które nie były sługami Boga broniącymi dobra i Prawa Boga czy nawet zwykłej przyzwoitości. Bóg jednak dopuścił z jakiegoś powodu, by zajęli swoje trony na pewien czas.
Mao Zedong, Stalin, Hitler to trójca z czasów, które pamięta sporo żyjących jeszcze ludzi i są tu dobrym przykładem.

 

To słudzy Boga, kara zesłana na ludzi przez Boga czy konsekwencje wyborów ludzi nieszanujących bożego porządku i prawa?

 

Ja skłaniam się bardzo mocno do ostatniej możliwości. Są to konsekwencje wyborów wielu ludzi, jakie podejmowali nawet przed czasem, gdy mały Adolf, mały Józek i Mao biegali po świecie w krótkich spodenkach. Wyborów, jakie podejmowali inni ludzie, gdy oni dorastali, uczyli się, byli bardzo młodymi ludźmi. Nie doszli do tak wysokiej pozycji sami, mieli poparcie innych osób, setek, tysięcy a w końcu milionów.
Z różnych powodów inni nie przeciwstawiali się otwarcie ich karierze politycznej, realizowaniu planów, można powiedzieć, że władza tych osób była swego rodzaju kubłem zimnej wody dla wielu krajów, a zwłaszcza dla ludzi wierzących.
Z różnych przyczyn w Niemczech niewielu chrześcijan otwarcie przeciwstawiało się jej od początku. Podobna sytuacja była w Rosji, Chinach. I one są tu bardzo ciekawym przekładem.
Chiny to jeden z krajów, do których chrześcijaństwo dotarło dosyć wcześnie — mówię tu o chrześcijaństwie nestoriańskim, o którym pisałam na Podkopie. Docierali tam wieki później misjonarze.

 

 

Dwa sobory efeskie i pierwszy wielki podział Kościoła.

 

 

Dominował tam system filozoficzno-religijny, który zakładał szacunek i podporządkowanie rodzinie, całkiem mocno w niektórych regionach trzymał się buddyzm nie nastawiony na konfrontację z innymi. Jednak wygrała „ciemna strona mocy” z Mao.

 

Dlaczego?

 

Wystarczy, by dobrzy ludzie nie robili nic a zwycięży zło – słyszałeś pewnie ten tekst już wcześniej. Niestety jest prawdziwy. Dobrzy ludzie to ci, którzy teoretycznie cenią stare dobre wartości jak rodzina, pokój, szacunek dla innych, gościnność, opieka nad słabszymi, sumienne wykonywanie obowiązków. Gdy jednak zbliża się tornado burzące te wartości, wolą schować się w norce, stać niewidzialni w nadziei, że akurat oni przetrwają zawieruchę, bo każda burza kiedyś się kończy.

 

Paradoksalnie władza nieszanująca Boga, Jego Prawa może być dla człowieka „narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu”. Zacytuje ten fragment z Rzymian 13:3-5 w tłumaczeniu Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej.

 

 

„Przełożeni bowiem nie są postrachem dla uczynków dobrych, ale złych. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę. Jest bowiem sługą Boga dla twojego dobra. Ale jeśli czynisz zło, bój się, bo nie na próżno nosi miecz, gdyż jest sługą Boga, mszczącym się w gniewie nad tym, który czyni zło. Dlatego trzeba być poddanym nie tylko z powodu gniewu, ale i ze względu na sumienie”.

 

 

Gdy władza, obojętnie czy jest nią państwo, rodzina, kościół, wymaga ode mnie robienia czegoś niezgodnego z moim sumieniem, nadal może być ona wykorzystana przez Boga dla mojego dobra. To dobro, to często jasne i otwarte pokazanie, kim jestem, jakie wartości cenię, jak i w kogo wierzę.
Nie powinnam robić rzeczy, które są niezgodne z moim sumieniem, Prawem Bożym, wymagają ode mnie zanegowania wartości, w jakie wierze, jako chrześcijanka.

 

Co zrobić, gdy prawa, wymagania i oczekiwania, jakie władza nakłada na mnie, są nie do przyjęcia?

 

Można odejść i chrześcijanie robili to nieraz. Często decyzja była na nich wymuszoną groźbą utraty życia, rodziny. Emigracja, wymuszone opuszczanie ziemi rodzinnej przez uczniów Jezusa przyczyniło się do rozsiania Dobrej Nowiny po świecie.
Często jednak stawali i otwarcie przeciwstawiali się takiej władzy.
Tak, robili to już od początku, a na dowód to wydarzenie, które miało miejsce niedługo po zmartwychwstaniu Jezusa.

 

 

„A gdy mówili to do ludzi, nadeszli kapłani, dowódca straży świątynnej i saduceusze; Oburzeni, że nauczają ludzi i głoszą w Jezusie powstanie z martwych. […] Niech wam wszystkim i całemu ludowi Izraela będzie wiadomo, że w imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych, przez niego on stoi przed wami zdrowy. On jest tym kamieniem odrzuconym przez was, budujących, który stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem pod niebem żadnego innego imienia danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni. Gdy zobaczyli odwagę Piotra i Jana i zrozumieli, że są ludźmi nieuczonymi i prostymi, dziwili się. Rozpoznali również, że byli z Jezusem. Widząc też, że stoi z nimi uzdrowiony człowiek, nie mogli nic przeciwko temu powiedzieć. Rozkazali im więc opuścić Radę i naradzali się między sobą. Mówili: Co zrobimy z tymi ludźmi? Bo to, że dokonali oczywistego cudu, wiadomo wszystkim mieszkańcom Jerozolimy i nie możemy temu zaprzeczyć. Lecz żeby się to bardziej nie rozchodziło wśród ludzi, zabrońmy im pod groźbą mówić do kogokolwiek w to imię. A przywoławszy ich, nakazali, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imię Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im: Rozsądźcie, czy to sprawiedliwe w oczach Boga bardziej was słuchać niż Boga. My bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy. A oni zagrozili im, a nie znajdując żadnej podstawy do ich ukarania, wypuścili ich ze względu na ludzi, bo wszyscy chwalili Boga za to, co się stało.” Rzymian 4:1-20

 

 

Powiesz, że zakazywali im mówić kapłani żydowscy, więc to nie są ci, którzy mieli władzę nad nimi?
Zakazywali im, jako członkom tego narodu, Żydom głoszącym w świątyni, która była także świątynią Boga Piotra i Jana.
Tamci kapłani zwyczajnie nie rozpoznali tego, co się wydarzyło, odrzucili Jezusa i poszli swoją drogą, ale nadal byli kapłanami Boga Izraela, to nadal była świątynia Jerozolimska.
W każdym kościele, wspólnocie, może się taka sytuacja wydarzyć — starsi w wierze będą wierni swojemu postrzeganiu prawdziwego sposobu oddawania Bogu czci, szanowania Jego Prawa.
To działo się nie raz i dzieje nadal. Reformacja, schizmy, były wydarzeniami w dziejach chrześcijaństwa, które miały rozbić skostniały system tradycji i władzy, zasłaniający prawdę o Bogu.

 

Władza ma skłonność do obrastania tradycją i zamiast bycia sługą prowadzącym powierzających się jej ku dobremu, staje się wielkim paniskiem z batem w ręku.
Władza państwowa to było coś, czemu najbardziej zagrażali pierwsi uczniowie, pierwsze wspólnoty chrześcijańskie. Wystarczy czytać Dziej Apostolskie, znać, chociaż odrobinę historię powstania i upadku Imperium Rzymu by to widzieć.

 

Władza, jaka jest nad krajem, ludźmi, wiernymi w tej czy innej wspólnocie nie zawsze prowadzi ku dobremu, respektuje Prawo Boże. Bywa, że otwarcie z nim walczy, promuje innych bogów, wartości.

 

Co ma zrobić chrześcijanin, który znajduje nad sobą taką władzę?

 

Nigdzie w Biblii nie znalazłam zapisu, by nadal być jej posłusznym i poddać się ulegle wypełniając nowe prawa, zapierając się swoich wartości i wiary. Chrześcijanie od początku mieli problemy z władzą nieszanującą ich przekonań, sposobu życia, czczenia Boga. Nie wywoływali jednak rewolucji, nie organizowali bojówek, przewrotów. Na początku używali bardzo skutecznej metody, która obali każdą władzę, ale wymaga odwagi i wierności swoim przekonaniom.
Dzisiaj ich metodę walki z systemem i złą władzą nazywamy nieposłuszeństwem obywatelskim. Metoda ta była stosowana także przed narodzeniem Jezusa przez ludzi wiernych Bogu. Przykładem jest tu Daniel, który otwarcie złamał prawo, będąc świadomym konsekwencji – dlatego napisałam, że metoda ta wymaga odwagi. Był on wiernym poddanym władcy, ale do pewnej granicy.

 

 

„Daniel zaś przewyższał zwierzchników i satrapów, posiadał bowiem niezwykłego ducha. Król zamierzał ustanowić go nad całym królestwem. Wobec tego zwierzchnicy i satrapowie usiłowali znaleźć podstawę do oskarżenia Daniela w sprawach królestwa. Nie mogli jednak znaleźć podstawy ani żadnego wykroczenia, bo był on wierny i nie można było w nim znaleźć żadnego zaniedbania ani błędu. Ludzie ci powiedzieli: Nie znajdziemy żadnego zarzutu przeciw Danielowi, jeśli nie wysuniemy przeciw niemu oskarżenia wziętego z kultu jego Boga. Zwierzchnicy więc i satrapowie pospieszyli gromadnie do króla i tak do niego powiedzieli: Królu Dariuszu, żyj wiecznie! Wszyscy zwierzchnicy państwowi, namiestnicy i satrapowie, doradcy i rządcy postanowili, żeby król wydał zarządzenie i ustanowił zakaz: Ktokolwiek w ciągu trzydziestu dni zanosiłby prośbę do jakiegoś boga lub człowieka poza tobą, królu, zostanie wrzucony do jaskini lwów. Teraz zaś, królu, wydaj zakaz i każ spisać dekret, który byłby nieodwołalny według nienaruszalnego prawa Medów i Persów. Kazał więc król Dariusz spisać dokument i zakaz. Gdy Daniel dowiedział się, że spisano dokument, poszedł do swego domu. Miał on w swoim górnym pokoju okna skierowane ku Jerozolimie. Trzy razy dziennie padał na kolana modląc się i uwielbiając Boga, tak samo jak to czynił przedtem. Mężowie ci podbiegli gromadnie i znaleźli Daniela modlącego się i wzywającego Boga. Udali się więc i powiedzieli do króla w sprawie zakazu królewskiego: Czy nie kazałeś, królu, ogłosić dekretu, że ktokolwiek prosiłby w ciągu trzydziestu dni o coś jakiegokolwiek boga lub człowieka poza tobą, ma być wrzucony do jaskini lwów? W odpowiedzi król rzekł: Sprawę rozstrzygnięto według nienaruszalnego prawa Medów i Persów. Na to odpowiedzieli zwracając się do króla: Daniel, ten mąż spośród uprowadzonych z Judy, nie liczy się z tobą, królu, ani z zakazem wydanym przez ciebie. Trzy razy dziennie odmawia swoje modlitwy”. Daniela 6:4-14

 

 

Granicą posłuszeństwa władzy jest jej nieposłuszeństwo Bogu, który ma władzę nad całym stworzeniem. Groźba śmieci nie złamała też Szadraka, Meszaka i Abed-Nega, którzy nie oddali pokłonu przed złotym posągiem. Historia ta jest zapisana w 3 rozdziale Księgi Daniela.

 

Czytałam kiedyś historie menonitów i tam było sporo podobnych przykładów życia w zgodzie z własnym sumieniem i wiarą, nawet wtedy, gdy oznaczało to możliwość stracenia życia. Jedna z tych historii utkwiła mi szczególnie mocno w pamięci. Wyobraź sobie, że jesteś zbiegiem, ukrywasz się przed władzą, która za to, że żyjesz trzymając się nauczania Jezusa, chce cię zabić. Wędrujesz brzegiem prawie zamarzniętego morza, by znaleźć nowe miejsce schronienia. Widzisz niedaleko brzegu łódź z ludźmi, którzy bez twojej pomocy utoną. Jeżeli im pomożesz, prawdopodobnie zginiesz, bo jest wydany na ciebie wyrok.
Co robisz?
Tamten menonita ruszył z pomocą i uratował rozbitków. Ci, zamiast mu podziękować, wydali go władzy, bo był ścigany. Można o nich powiedzieć, że byli posłuszni władzy, a ta przecież jest od Boga. Mennonita także był posłuszny władzy najwyższej, jaką ma tylko Bóg i wierny nauczaniu swojego Pana Jezusa. Pomógł nieprzyjaciołom, wiedząc, jaka będzie cena.

 

Posłuszeństwo władzy ludzkiej ma swoje granice. Gdy jest ona tyranem, można ją zmienić. To da się zrobić nawet bez sięgania po broń. Jest to trudne i wymaga czasu, ofiar, ale jest wykonalne. Gandhi i jego postawa to dobry przykład. Gdyby nie on Indie zalałyby się krwią a dzięki jego odwadze i podobnych mu ludzi dało się to mocno ograniczyć, zmieniając system władzy.
Dwie dekady później podobną metodę walki z systemem wybrał i poprowadził ludzi do zwycięstwa Martin Luther King. Jeżeli czytasz Kwadrans, wiesz, jakie mam zdanie na temat walki, obrony — nie odrzucam jej.

 

 

O broni, wojnie i pacyfizmie w Biblii.

 

 

Stosowanie metod siłowych mocno jednak ograniczam. Właściwie są dla mnie zarezerwowane do obrony przed wrogiem zewnętrznym. W przypadku konfliktu wewnętrznego mogącego doprowadzić do walk bratobójczych czy to wewnątrz narodu, kraju, rodziny, wspólnoty metoda Daniela jest tym co uważam za najlepsze – robię dalej swoje i stosuję, to co nazywamy biernym oporem lub nieposłuszeństwem obywatelskim. Gdy robi to jedna osoba, jest niezbyt dotkliwe dla władz, gdy grupa urośnie do kilkudziesięciu, staje się widoczna. Kilkaset osób zmusza do myślenia, czasem już tyle wystarcza do zmian. Takie małe grupy składające się z rodziny lub kilku osób zakładające nowe kościoły na początku historii chrześcijaństwa zmieniały powoli, ale skutecznie sposoby myślenia ludzi, prawa.

 

Od władzy w kościele, czy tego, co niektórzy przez nią rozumieją, czyli system starszych, pasterzy, nauczycieli ewangelistów itd. oczekuję postawy, jakiej wymagał Jezus:

 

 

” A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. Mk 10:42-45

 

 

W posłuszeństwie władzy najważniejsze jest, nie stracić z oczu prawdy o tym, kto naprawdę ma władze nad stworzeniem.

 

Beata

 

 

Brak komentarzy

Zostaw komentarz